poniedziałek, 16 stycznia 2012

Zaćmienie rozdział 6 ( Szwajcaria ) perspektywa Edwarda.

   Zadzwonił telefon .Wyciągnąłem go w błyskawicznym tempie i spojrzałem na wyświetlacz.
- Alice , co jest ?
- No bo ty nie uwierzysz … no bo ona , a ja się nie .. – denerwowała się, było to wyraźnie słychać w jej głosie i im bardziej jej słowotok się nasilał tym bardziej byłem rozgoryczony.
- Pojechała tam ? – spytałem ze smutkiem w głosie.
- Tak – odpowiedziała mi z rezygnacją. - Edward , przepraszam. Próbowałam ją zatrzymać ale nim ją dogoniłam przekroczyła granice- tłumaczyła się .
- W porządku , próbowałaś – rozłączyłem się po czym powiadomiłem braci o moim powrocie i zacząłem biec w kierunku swojego domu.

***

Kiedy znalazłem się już przy rzece , która oddzielała podwórko budynku od lasu zwolniłem nieco tak aby  moja rodzina mnie nie usłyszała nawet z wyostrzonym słuchem , który posiadają od kiedy stali się wampirami. Jednym ruchem otworzyłem drzwi garażu i zmaterializowałem się przy moim volvo.
   Zaparkowałem blisko szosy za dużymi choinkami, które idealnie otulały mój samochód  swoim cieniem.  Wsłuchiwałem się uważnie w dźwięki dochodzące z drogi szukając tego najgłośniejszego i najmocniej charczącego co nie wychodziło mi najlepiej, ponieważ w mojej głowie toczyła się właśnie  bitwa. Nienawiść do tego kundla właśnie przegrywała z troską o moją miłość nie-życia. Byłem już u granic wytrzymałości. Chciałem tam pójść , przekroczyć granice i sprawdzić czy jest bezpieczna. Czy ten pies niechcący tracąc kontrole nie zrobił jej krzywdy , czy ona sama nie uderzyła się przewróciła czy co tam jeszcze może sobie zrobić. Moja delikatna i krucha Bella – pomyślałem.
   Nagle usłyszałem długo wyczekiwany dźwięk pomarańczowej furgonetki. Troska zeszła na drugi plan. Tematem tabu były teraz jeszcze większe rozgoryczenie, zazdrość i  złość , a może raczej wściekłość. Tak byłem wściekły jak ona mogła tak postąpić?! Czy ona na śmierć zapomniała kim jest ten kundel ?! On był wilkołakiem ! Każda chwila spędzona z nim mogła skończyć się tragicznie.
   Zacisnąłem ręce na kierownicy i docisnąłem pedał gazu. Wjechałem na szosę zaraz po tym kiedy Bella minęła moją kryjówkę. Jechałem tuż za nią wpatrując się w jej  boczne lusterko. Nie ukrywałem tego że wyprowadziła mnie z równowagi. Nagle  zerknęła w lusterko i aż podskoczyła jak mnie zauważyła. Wpatrywałem się w nią wzrokiem , który mógłby topić lud.  Próbowałem przybrać twarz pokerzysty kiedy zobaczyłem , że panikuje i skręca do domu Weberów. Nie chciałem wybuchnąć gniewem czy chociaż na nią krzyczeć więc ruszyłem w kierunku swojego domu. Chciałem dać sobie trochę czasu żeby się uspokoić i kiedy dojdzie do konfrontacji nie podnieść na nią głosu.
   Nie chciałem z nikim rozmawiać więc zostawiłem samochód na podjeździe i pobiegłem do  domu Belli . Wszedłem przez okno jak to miałem w zwyczaju , ale tym razem nie zasiadłem na bujanym krześle w rogu lecz stanąłem w cieniu przy oknie jak i naprzeciwko drzwi. Bella właśnie wjeżdżała powoli swoją starą furgonetką na podwórko. Wziąłem głęboki wdech a potem wydech , powietrze zaświszczało wewnątrz mnie dając mi do zrozumienia , że  nie potrzebuje tlenu żeby nie-żyć. Minęła dłuższa chwila aż usłyszałem głos mojej ukochanej.
 - Idę do siebie! – krzyknęła  do swojego ojca , pewnie jej odpowiedział, ale mnie to już nie szczególnie obchodziło. W tej chwili liczyła się tylko samokontrola.
   Bella weszła do pokoju starannie zamykając za sobą drzwi po czym odwróciła się przodem do mnie. Ciężko było się kontrolować kiedy tak się przede mną kuliła. Chciałem do niej podejść , wziąć ją w ramiona i zapomnieć o całej sprawie. Niestety nie mogłem tego zrobić , musiałem dać jej do zrozumienia , że jestem wściekły i , że nie pozwolę na żadne jej wyjazdy do La Push .  Wpatrywałem się w nią z twarzą pokerzysty, byłem bardzo skupiony. Bałem się, że zaraz wybuchnę i zacznę na nią wrzeszczeć.
- Cześć – powiedziała nieśmiało. Tylko tyle ! No dalej co masz na swoje usprawiedliwienie? -  pomyślałem z sarkazmem. Czekałem.
- Jak widać, jeszcze żyję – po tych słowach troska weszła na pierwszy plan  nie zgładzając jednak pozostałych uczuć , które mną targały, teraz już trochę mniej gdy wspomniała o swoim życiu ale nadal.
-Nic mi nie jest – dodała rozkładając ręce. Samokontrola powoli znikała tak bardzo pragnąłem ją teraz przytulić. Zamknąłem oczy  przykładając sobie dłoń do czoła , próbowałem się opanować. Nie mogłem na nią krzyczeć , nie chciałem. W końcu udało mi się wydobyć trochę spokoju z wnętrza siebie ale nie było mnie stać na nic więcej prócz szeptu.
- Bello  nie masz pojęcia, co dziś przeżywałem. Mało brakowało, a w poszukiwaniu ciebie przekroczyłbym granicę i złamał postanowienia paktu. Czy wiesz, czym mogło się to skończyć?
- Och – powiedziała. Otworzyłem oczy , chciałem zobaczyć jaki ma wyraz twarzy. Była jakby podenerwowana.- Zwariowałeś?! – krzyknęła do mnie zaraz się opanowując ze względu na Charliego , który był na dole.- Nie wolno ci tam jeździć, i basta. Dla nich dobry będzie każdy pretekst. Każdy z nich rwie się do bitki.- Wiedziała o tym ale i tak tam pojechała!- krzyczałem w myślach.
- Może nie tylko członkowie sfory rwą się do bitki?- odpowiedziałem, ten kundel  był młodym wilkołakiem mógł ją skrzywdzić. Nienawidziłem go z całego mego nie bijącego serca.
- Nie zaczynaj . Sami ustanowiliście to prawo, to go teraz przestrzegajcie.
- Gdyby ci zrobił krzywdę...
-  Dosyć tego! – przerwała mi - Nie masz się o co martwić. Jacob nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem.- dodała. Tak nie jest dla niej   ,, żadnym zagrożeniem ‘’ kiedy ja jestem przy niej.
- Bello... – wywróciłem oczami - Sama dobrze wiesz, że nie należysz do osób, które są w stanie ocenić, co jest dla nich bezpieczne, a co nie.
- Jeśli coś wiem na pewno to, że nie muszę się obawiać ataku ze strony Jake'a. I ty też nie musisz. – zazgrzytałem zębami, na wypowiedziane z ust mojej ukochanej  streszczenie imienia mojego odwiecznego wroga.
   Nadal stałem nieruchomo pod ścianą , a w mojej głowie znów  toczyła się bitwa pomiędzy zazdrością, troską i złością. Nagle Bella wziąwszy głęboki wdech przeszła pokój i oplotła mnie rękoma. Była taka ciepła, taka ludzka. Nadal się nie ruszałem kiedy powiedziała :
- Przepraszam, że musiałeś się przeze mnie tak denerwować –  Westchnąłem, nagle bitwa w mojej głowie się skończyła była już tylko troska. Objąłem ją w talii.
- Nazywanie mojego stanu zdenerwowaniem byłoby niedomówieniem – mruknąłem - Mam za sobą bardzo długi dzień...
- Myślałam, że się o niczym nie dowiesz – w końcu się usprawiedliwiała. - Miałeś wrócić z polowania dopiero jutro.- Podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Wróciłem, gdy tylko Alice przestała cię widzieć - wyjaśniłem.
- Nie powinieneś tego robić. Teraz znowu będziesz musiał wyjechać.
- Mogę trochę odczekać.- odpowiedziałem, nie chciałem jej opuszczać ani na sekundę. Z resztą i tak musiałem teraz przy niej być , muszę wybić jej z głowy wyjazdy do La Push.
Poza tym  każda sekunda, minuta czy godzina bez niej była sekundą, minutą czy godziną bólu. Potrzebowałem jej tak jak ona mnie , przynajmniej miałem taką nadzieje , ze mnie potrzebuje.
-  To idiotyczne. To znaczy, wiem, że Alice nie potrafiła mnie ujrzeć z Jacobem, ale powinniście się domyślić, że...
-  Ale się nie domyśliliśmy — przerwałem jej. — I nie spodziewaj się, że będę zezwalał...
- A właśnie, że będę się spodziewać. - Teraz to ona weszła mi w słowo. - Właśnie tego się po tobie spodziewam.
- To już się nie powtórzy.
- Zgadza się. Bo następnym razem zareagujesz normalniej.
- Bo nie będzie żadnego następnego razu.
- Ty możesz sobie wyjeżdżać, chociaż jest mi wtedy smutno.
- To nie to samo. Ja nie ryzykuję w górach życiem.
- A ja nie ryzykuję życiem w La Push.
- Wilkołaki to groźne potwory.
- Nieprawda.
- To nie podlega dyskusji, Bello.
- Raczej to, że nie są groźne, nie podlega dyskusji. Zacisnąłem dłonie w pięści. Jak ona może wygadywać takie bzdury! – pomyślałem
- Czy aby na pewno chodzi ci tylko o moje bezpieczeństwo? – zapytała , a ja poczułem się jak bym wnętrzu mnie żarzyło  się palenisko.
- Do czego zmierzasz? – zapytałem , chociaż i tak wiedziałem co ma namyśli. Tak miała rację byłem zazdrosny. Więź , która zrodziła się pomiędzy moją ukochaną a odwiecznym wrogiem była dla mnie zagrożeniem, przynajmniej tak myślałem. Gdyby wybrała jego nie podważyłbym jej decyzji ale gdyby podczas ich związku on jej coś zrobił … ZABIŁBYM DRANIA !
-  Nie jesteś czasem...  Jesteś zbyt mądrym facetem, żeby być o mnie zazdrosnym, prawda?- uniosłem jedną brew.
- Jesteś tego pewna?
- Nie żartuj, proszę.
- Nic prostszego. W twoim stwierdzeniu nie ma nic zabawnego.- Zmarszczyłem czoło, wątpiła ? Przecież byłem jak wszyscy inni faceci, no nie licząc cech które zostały wzmocnione po przemianie.
- A może... a może tu chodzi o coś jeszcze? Może to tak bzdurna waśń z cyklu „wampiry i wilkołaki to odwieczni wrogowie, koniec, kropka"? Testosteron was nakręca i tyle. – Popatrzyłem na nią gniewnym spojrzeniem.
- Tu chodzi wyłącznie o twoje dobro. O twoje bezpieczeństwo.- odpowiedziałem, patrząc jej prosto w oczy.
- Okej, niech ci będzie - poddała się - ale chcę, żebyś wiedział jedno: nigdy, przenigdy nie uznam Jacoba za swojego wroga. Ja w tym konflikcie nie będę brać udziału. Jestem państwem neutralnym. Jestem Szwajcarią. Wasze pakty, wasze spory mnie nie dotyczą, zrozumiano? Jacob jest dla mnie członkiem rodziny, a ty... ty jesteś miłością mojego życia, i to życia, które zamierzam przedłużyć w nieskończoność. Nie obchodzi mnie, kto z moich najbliższych jest wampirem, a kto wilkołakiem. Jeśli o mnie chodzi, Angela może okazać się czarownicą. –Przypatrywałem jej się w milczeniu, ściągając brwi. Poczułem, ze żar przemienia się w płomień. Nie płomień zazdrości lecz miłości, powiedziała, że jestem miłością jej życia . Wiedziałem to, ale za każdym razem gdy te słowa  wypowiadane były z jej ust miałem dokładnie takie odczucie.  - Jestem Szwajcarią — Prychnąłem a potem westchnąłem.
- Bello... - zacząłem ale nagle poczułem jej zapach , a właściwie nie jej ale tego psa! Zmarszczyłem z obrzydzeniem nos.
- Co znowu? - spytała.
-  Nie miej mi tego za złe, ale cuchniesz jak mokry pies. -Uśmiechnąłem się łobuzersko. Nasza kłótnia dobiegła końca .





                              by   Wasza kochana                               
                                         


   
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz