poniedziałek, 16 stycznia 2012

Przed świtem - noc poślubna oczami Belli ( wersja 18+ )

Zabiję Alice.
Sądząc po pięknej, staromodnej sukni ślubnej, którą dla mnie wybrała, założyłam, że gdy błagała mnie, by mogła kupić mi koszulę nocną na moją noc poślubną, skorzysta z podobnej rozwagi jak przy tej pierwszej. Nie pozwoliła mi jej zobaczyć i podała zapakowaną w pudełku do wrzucenia do walizki zaraz przed tym jak przyszli zabrać moje torby. Żałuję teraz, że nie wzięłam zapasowej koszuli nocnej. O czym ona myślała? Musiała przewidzieć, że mi się nie spodoba.

W środku pudełka była karteczka:

Postaraj się, żeby cię nie pożarł, gdy cię w tym zobaczy.
Strasznie bym za tobą tęskniła, gdyby to zrobił.
Z miłością,
Twoja nowa siostra


Pomimo zdenerwowania, nie mogłam nic na to poradzić i uśmiechnęłam się. Alice oczywiście miała dobre chęci, ale najwyraźniej byłam bardziej wstydliwa, niż nawet przypuszczała.

Zadrżałam w chłodnej łazience i ponownie zmarszczyłam nos patrząc na kłopotliwą kupkę satyny ozdobioną koronką, która spoczywała w pudełku. Potrzebowałam czegoś do ubrania, ale nie potrafiłam zmusić się, by to włożyć. Nie miałam żadnego innego wyboru. Bezpłatny szlafrok kąpielowy leżał w szafie w sypialni, w której czekał Edward, więc to nawet nie wchodziło w rachubę...nie wspominając, że byłoby to troszkę niedorzeczne. Nie mogłam wyjść tam w ręczniku, a nie zamierzałam z powrotem zakładać sukni ślubnej. Zdołałam tę swędzącą rzecz zdjąć pięć minut temu.
Zerknęłam na ciuchy, których pozbył się Edward zostawiając je w łazience zanim go z niej wypchnęłam i zażądałam dla siebie. Jego koszula, nadal idealnie wyprasowana pomimo faktu, że nosił ją cały dzień, wisiała na drzwiach. Marynarka od garnituru także nieskazitelna. Krawat zawieszony wokół wieszaka.
Problem rozwiązany. Ściągnęłam koszulę z wieszaka i założyłam na siebie. Pachniała cudownie. Być może trochę za duża, ale była miliard razy lepsza niż ta druga zatwierdzona przez Alice opcja.
Zadowolona odwróciłam się do lustra, by zadbać o resztę swojego wyglądu. Leżała już tam mała góra wsuwek, którą wcześniej zdążyłam wyciągnąć z włosów. Alice naprawdę popadła w przesadę, ale nawet ja musiałam przyznać, że wyglądało to całkiem ładnie z welonem.
Edward przynajmniej sprawiał wrażenie, że mu się podobało. Zaczerwieniłam się, przypominając sobie wyraz jego twarzy pełen czci i miłości, gdy mnie zobaczył. Błyszczał jakby stał w strumieniu światła. Ten moment sam na sam był wart bólu całego tego ślubu.
Zajęło mi dobre 20 minut, żeby wyczesać cały lakier z włosów i opanować powstałe skręcenie. W końcu włosy poddały się i pozwoliły delikatnym falą opadać w dół na ramiona i plecy. Będzie mu się podobało. Uśmiechnęłam się do swojego obcego odbicia w lustrze. Nie byłam wielką fanką strojenia się, ale było to miłe pod pewnymi względami. Chociaż opierałam się z początku, byłam zadowolona, że pozwoliłam sobie cieszyć się tym dniem. Nadal nienawidziłam całego tego zainteresowania - a bycie panną młodą było najgorszą rzeczą na świecie, jeśli nienawidziłaś być w centrum uwagi - ale zobaczenie wyrazu twarzy Edwarda, Charliego i Renee...przyszło mi do głowy, że może w tym dniu nie chodziło w ogóle o mnie.
Ten dzień był zaskakującą bezbolesny. Nawet się nie potknęłam, gdy szłam w dół nawy. Ale to nie znaczyło, ze nie byłam zadowolona, gdy to wszystko się skończyło. Edward śmiał się ze mnie w limuzynie, zrelaksowany i przystojny w garniturze, obserwując jak zrzucam buty, by pomasować obtarte stopy. - Już myślałem, że zamierzałaś opaść na deski podłogowe podczas ceremonii.
-Prawie tak zrobiłam - przyznałam. - Całe szczęście byłeś tam, kurczowo mnie ściskając.
Uśmiechnął się, jego oczy na trwale utkwione w moich. - Tak, całe szczęście.
Z lotniska zostaliśmy zabrani do hotelu. Chociaż nasz lot był zaplanowany na następny dzień, nadal nie wiedziałam, dokąd lecimy w podróż poślubną.
Byłam...zamężna. To wydawało się takie dziwne.
Edward nadal na mnie czekał. Przypomniałam sobie o fakcie, który spowodował, że żołądek podszedł mi do gardła. To naprawdę miało się wydarzyć. Nie wydawało mi się to jeszcze rzeczywiste. Jego zapach otaczał mnie, unosił się z jego koszuli, nanosząc go na moje własne ciało. Zanurzyłam twarz w tkaninie i wciągnęłam głęboko powietrze. To spowodowało, że zaczęłam za nim tęsknić, chociaż był w pokoju obok. Popędziłam się w myślach by szybciej skończyć.
Kiedy wychodziłam z łazienki, natychmiast zaczęłam mówić by przygotować go na zawód na mój widok. - Przykro mi Edward, - powiedziałam zanim się odezwał. - Ale nie mogłam założyć tej rzeczy, którą Alice mi kupiła. Nie gniewaj się, okay?
Ale gdy spojrzałam w jego kierunku, mój mąż nie wyglądał nawet na trochę rozczarowanego. Nawet nic nie mówił. Nie ruszał się, był zamrożony jak marmurowy posąg. Przyglądał mi się z krańca łóżka gdzie siedział. Jego skóra była gładka i piękna w delikatnym oświetleniu pokoju.
To wszystko było trochę zbyt rozpraszające. Zapomniałam, o czym mówiłam, ale usta nadal mi się poruszały. I wtedy skupiłam się na jego twarzy - jego oczach i jego spojrzeniu, przez które prawie się odwróciłam i wróciłam do łazienki. Wyglądał na...głodnego.
Nie rozumiałam, dlaczego robił z tego wielką sprawę. Widział mnie wcześniej w moich nocnych ciuchach, a to prawie niczym się nie różniło. Ale widok mnie mającej na sobie jego koszulę, co prawda z niczym pod spodem poza skromną parą bawełnianych majtek...nie zdawałam sobie sprawy, że uzna to za takie pociągające.
Zajęło mi to chwilę, ale odzyskałam głos - Cześć - powiedziałam, zaczynając od początku.
Jego oczy mignęły, ciemne pod grubymi rzęsami.
- Jesteś zły? - spytałam. Moje ręce zaczęły bawić się jednym z guzików od koszuli. Chciałam upewnić się, ze nadal tam był. Sposób, w jaki na mnie patrzył, powodował, że czułam się jakbym niczego na sobie nie miała.
Jego brew zmarszczyła się w zagubieniu. - Co?
Zdałam sobie sprawę, że nie słyszał ani słowa z tego, co powiedziałam, gdy wyszłam z łazienki.
Powolny uśmiech rozlał się na mojej twarzy, podekscytowanie mnie pobudziło. To było całkiem zabawne. - Zgaduję, że nie.
Edward nie odwzajemnił mojego uśmiechu. Jego twarz miała kolor popiołu, miał niebieskie cienie pod nieufnymi oczami. - Bello? - ledwo słyszałam jego szept. - Nie wiem, czy potrafię to zrobić.
Ale przygotowałam się już na jego opór. Ostrzegał mnie przed tym tygodnie przed ślubem. - Niczego nie obiecuję - powiedział, gdy wypłynął temat, głównie podczas szeptanej rozmowy w moim łóżku późno w nocy. - Twoje bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu.
Edward był zbyt opiekuńczy, jeśli o mnie chodzi. Nawet sam to przyznał. Nadszedł czas, żeby trochę odpuścił.
Ignorując go, upewniłam się, że utrzymuję kontakt wzrokowy, zsunęłam majtki, pozwalając im opaść w dół po nogach na ziemie. Ledwo usłyszałam jego powolny wdech powietrza.
Jego spojrzenie opuściło się na skrawek miękkiej bawełny, która leżała teraz na moich stopach. Napięcie napływało do niego falami. - Ja nie żartuję, Bello.
Spojrzałam się na niego wilkiem. - Boże drogi, Edward, to tylko bielizna.
Popatrzył na mnie i natychmiast zamknęłam usta. Jego oczy były bliskie dzikości. Mogłam zobaczyć pojawiającą się stanowczą czerń, która obszyła jego piękne oczy koloru irysów. To był wystarczający powód, żeby przestać się z nim drażnić. Mogłam być czasem lekkomyślna, ale nie byłam głupia. Przynajmniej...nie tak często. - Myślałam, że wczoraj razem z Emmetem polowaliście.
Zamrugał i pokiwał głową, jakby moje słowa wyrwały go z transu. Następnie przełknął ślinę, nadal z oczami utkwionymi we mnie. Mrok zniknął z jego spojrzenia. - Polowaliśmy.
- W takim razie możesz to kontrolować, jeśli tylko spróbujesz. Po prostu...odczekaj minutę albo coś. Chcesz, żebym oderwała od tego twoją uwagę?
- Bella to nie jest żart. - Teraz się zdenerwował, podniósł głos, żeby mi przemówić do rozsądku. - Mógłbym cię skrzywdzić.
Oczywiście przechodziliśmy już przez to wszystko wcześniej, więc nie wzięłam odmowy do siebie. Podeszłam do łóżka, nie przejmując się rozgorączkowanym spojrzeniem, które we mnie kierował. Raz błędnie zinterpretowałam to spojrzenie - ukryłam nawet przed nim moją twarz, myśląc, że wypełnione było nienawiścią, Ale nie...po prostu się bał.
-Edward...- szepnęłam, wyciągając rękę, żeby dotknąć tyłu jego szyi na linii włosów. Była jak jedwab pod moimi palcami.
Mój dotyk go uspokoił. Westchnął zrezygnowany. - Co jeśli będziesz krwawić? - zapytał cicho.
- Wtedy będę krwawić. Zdarza się. I powstrzymasz się, jeśli to cię podekscytuje...ponieważ ty jesteś Edwardem, a ja jestem Bellą. - Chwyciłam jego ręką i podniosłam ją do mojego policzka. - Czy naprawdę myślisz, że mógłbyś mnie kiedykolwiek skrzywdzić? Myślisz, że byłbyś w stanie?
Jego mina wydawała się mówić, wiem, że jestem do tego zdolny. Ale na jego chlubę, nie powiedział słowa na głos. Odbywaliśmy tę rozmowę wiele razy i kończyła się zawsze tym małym słowem.
- Spróbuję.
Byłam zadowolona, że zdecydował się przeskoczyć do tej części. Miałam jej dość.
Pocałowałam go w włosy i pozwoliłam mu wziąć się w ramiona. Nadal siedział na krańcu łóżka ze mną stojącą naprzeciwko. Było miło, tak pochylać się nad nim, zamiast patrzeć na niego z dołu. Ponieważ był ode mnie wyższy, niezbyt często mogłam obejmować go w ten sposób. Położył głowę pomiędzy moimi piersiami, ocierając się o mnie, wdychając mój zapach. Jego ręka zsunęła się pod brzeg mojej koszuli, rysując palcami wzory w górę aż do uda. Jego ręce w końcu przesunęły się na moje nagie biodro, jego zimna skóra chłodziła żar, który promieniował z mojego ciała. Cieszyłam się, że mógł słyszeć dźwięk wzrastającego tempa mojego serca. Myślałam, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.
Spojrzał ponownie na moje majtki, odrzucone, ale jak najwyraźniej niezapomniane. Wtedy się roześmiał...czystym, pogodnym śmiechem. - Ty mała figlarko - zamruczał, gdy to powiedział.
Następnie przyciągnął moją twarz do swojej i mnie pocałował.
Nie był to pocałunek podobny do żadnego innego, który kiedykolwiek dzieliliśmy, chociaż zauważałam wcześniej ślady ukrytej namiętności. Ten był...gorący. Gorący jak fale żaru bijące z asfaltu w upalne popołudnie w Phoenix. Ale jego usta było zimne, tak jak zawsze. To było to tempo, szaleństwo, głód, które były świadkiem wulkanu eksplodującego za moimi oczami. Rozchylił swoimi wargami moje, szukają językiem korytarza. Pocałunek stał się wolniejszy, ale zamienił się w coś niemożliwie namiętnego. Palce wplątane we włosy, przyciągające moją głowę by mieć łatwiejszy dostęp. Całował głęboko, powolnie.
Odsunął się zbyt wcześnie, nie miałam nawet czasu by zaprotestować zanim poczułam jego usta na szyi, podszczypujące i liżące skórę coraz niżej wzdłuż mojego gardła. Z trudem przełykałam ślinę, zamykając oczy w zachwycie. Moje usta z rana na pewno będą posiniaczone. A moja szyja. Nie mogłam zmusić się, by się tym teraz przejmować
- Chcę cię dotknąć Bello - wyszeptał przy mojej szyi, baz wdechu pomiędzy pocałunkami. Następnie spojrzał i zawiesił na mnie swoje oczy. - Muszę cię dotknąć. Mogę?
Jestem pewna, że mina, którą zrobiłam w odpowiedzi nie była zbyt ładna. Co on żartował sobie? Jeśli nie skończy z tą staroświecką tkliwością, strzelę go w nos. Powstrzymałam się od tego, wiedząc, że prawdopodobnie było by to bardziej bolesne doświadczenie dla mnie niż dla niego.
-Duh - wysyczałam. Nie chciałam brzmieć tak niedojrzale. Ale przestał mnie całować, żeby zapytać mnie o pozwolenie, a wcale mi się to nie podobało. Wydawało mi się, że zrozumiał moją frustrację i szelmowsko uśmiechnął się do mnie, podczas gdy jego ręce przesuwały się pod moją koszulą.
Zaczął od tali, koniuszkami palców przesuwał po jej linii...następnie jedna z jego rąk odnalazła mój krzyż, a druga przyciśnięta została płasko do gładkiego brzucha. Ten nacisk wydawał się niespodziewanie przyjemny. Zarumieniłam się nieco leżąc nadal nieruchomo, pozwalając mu rysować okręgi wokół mego pępka. Pocałował mnie w to miejsce przez tkaninę, szepcząc coś, gdy to robił. Nie zrozumiałam z tego ani słowa. Byłam niezdolna do usłyszenia czegokolwiek. Dotykał każdego cala moich pleców, tali i brzucha. Robił to z taką czcią, jakbym była zrobiona z cienkiego jak papier szkła.
Następnie, zaraz przed tym, gdy pomyślałam, że oszaleję z niecierpliwości, dotknął opuszkami palców mojego brzucha na linii żeber i wziął jedną z moich piersi w rękę, wyraz zdumienia i ciekawości przemknął po jego twarzy. Wpatrywałam się w niego, oceniając jego rekcje. Zawsze się zastanawiałam czy robił to wcześniej, może, podczas gdy spałam albo, gdy byłam zbyt pochłonięta całowaniem go, żeby zauważyć. Nie byłabym wściekła, gdyby to robił...powierzyłam swoje ciało jego opiece dawno temu. Ale nie, jego wyraz twarzy świadczył, że było to dla niego całkiem nowe. Przycisnął kciuk do mojego sutka, wpatrując się twarz, być może, żeby sprawdzić czy mi się to spodoba. Podobało mi się, ale i tak się wierciłam. Chociaż bezcelowe były próby wyrwania się z jego stalowego uścisku. Zachichotał, poprawnie interpretując moją reakcję jako pozytywną i nie pozwolił mi na ucieczkę. Jego usta ponownie odnalazły moje, i porwały mnie w swawolny pocałunek. Zrelaksowałam się, oddając się pieszczocie, ukołysana przez jego słodki smak.
Zimne koniuszki palców, gładkie jak szkło, odnalazły czułe miejsce na wnętrzu mojego uda. Z jego wargami na moich z trudem łapałam powietrze, nogi zaczęły mi drżeć, gdy jego palce przesuwały się w górę zamierzoną ścieżką...ale nie dotknął mnie tam. Jeszcze nie.
 Chyba rozpadnę się w oczekiwaniu.
Opuszczając swoje miejsce na skraju łóżka, nagle ukucnął przede mną na kolanach, trzymając mnie w pasie, tak bym pozostała w miejscu stojąc przed nim. Jego oczy były poważne, gdy spojrzał się na mnie, czerń i bursztyn walczyło o kontrolę.
 - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Ostatnia szansa, Bello.
Kiwnęłam głową, nie będąc w stanie czegokolwiek powiedzieć.
 - Proszę - było jedynym, na co było mnie stać.
Moje oczy pozostały zamknięte, gdy poczułam, że rozpina guziki mojej koszuli. Przysunął moje ciało tak blisko do siebie, że musiałam chwycić go za ramiona by się uspokoić. Jego oddech omiótł moją gołą skórę na brzuchu i odcisnął gorący pocałunek na wgłębieniu mojej kości biodrowej. Moje uda rozchyliły się, kierowane przez jego ręce. Obniżył usta do tej części mojego ciała, której nikt na tej planecie nie widział odkąd byłam dzieckiem.
Pocałował mnie tam, miękkie wargi, otwarte usta...potem poczułam jego język, zimny jak lód i mokry na moim gorącym...i wtedy pomyślałam, że mogłabym już umrzeć. Moje ciało stało się sztywne, chwyciłam garść jego włosów w rękę. Jęknął i przyciągnął mnie bliżej, nadal z wargami przy mnie, przesyłając szarpnięcia prądu buzujące przez moje serce. Wydawał się odnajdywać radość w moim smaku, zachwyt w brutalności odpowiedzi mojego ciała.
Nigdy się tak nie czułam. To wszystko było dziwne i nowe. Tak naturalna, silna przyjemność gdzieś głęboko w dole mego brzucha. Ale zawsze, kiedy to uczucie wzmacniało się, dochodząc do pewnego punktu, wiedziałam, że muszę to powstrzymać, wiedziałam, że muszę przed tym uciec. Musiałam, bo było to po prostu nie do zniesienia...za wiele, za wiele...Nie wiedziałam, co zrobić z tym wszystkim, co nagle czułam, a nie było gdzie przed tym uciec. Chciałam, żeby mnie puścił, jego sprytny język pozostał w ustach tam gdzie jego miejsce. To było niebezpieczne. Dłużej się już nie kontrolowałam.
To był pierwszy raz, kiedy pomyślałam, że tak naprawdę mnie wystraszył.
To był też pierwszy raz, kiedy zignorował moje prośby by przestał. Nie żebym w rzeczywistości go prosiła.
- Spokojnie Bello - wyszeptał przy moim ciele, jego usta mokre - Nie bój się tego.
Czasami nie byłam do końca pewna czy naprawdę nie potrafi czytać mi w myślach.
- Daj się ponieść.
I tak zrobiłam, chociaż byłam niechętna. Świat wokół mnie ucichł i nie byłam świadoma niczego poza moim ciałem...i sposobu, w jaki mnie dotykał. Czułam ucisk jego rąk na sobie, jedną spoczywającą na moim biodrze, a drugą delikatnie rozdzielającą moje uda by mieć lepszy dostęp. Były jedynymi rzeczami, które powstrzymywały mnie przed upadkiem na ziemie. Miałam wrażenie jakbym się unosiła i nie byłam pewna czy to uczucie mi się podoba.

To doznanie trwało znacznie dłużej, niż tego chciałam. Miałam ochotę krzyczeć, zrobić cokolwiek by wydostać na zewnątrz to, co wewnątrz mnie tak narastało. Żebym mogła powrócić do własnego ciała. Ale to nie nadchodziło. Było doprowadzające do szału, jak czajnik gotującej się wody, który nie chce się zagotować. Potrzebowałam czegoś, czego mogłabym się podtrzymać, ale nic nie było w stanie mnie podeprzeć. Chwyciłam jego koszulę, jego włosy, uszy, ciągnąc mocniej niż bym to robiła, gdyby był to ktoś inny. Oczywiście nie sprawiłam mu bólu. Jedynie stłumił uśmiech i kontynuował tę torturę.

Właśnie wtedy, gdy miałam go odepchnąć i błagać o to żeby przestał, ponieważ nie byłam już w stanie dłużej tego znieść, coś wewnątrz mnie się wydarzyło coś, czego nie potrafiłam wyjaśnić. Mój brzuch niespodziewanie ścisnął się...a potem uniósł. Moje ciało temu uległo, a usta uformowały idealne O. Nie krzyczałam, chociaż tego chciałam. Prawdą było, że nie mogłam złapać oddechu.
O wszystkim zapomniałam.
Jego imię. Swoje własne.
W mojej głowie, w jakiś sposób się połączyliśmy.
Jedna osoba, jeden umysł, jedno ciało.
W pewnym momencie moje nogi musiały nie wytrzymać, ponieważ dłużej już nie stałam.


Przypuszczam, że jakoś zsunęłam się w dół na niego, wspomagana w dobrym kierunku przez jego ręce. Znalazłam się na jego kolanach, ostrożnie przez niego tulona. Czułam się jak szmaciana lalka - trzęsąca się, pijana od nieznanych wrażeń.

Podniósł mi podbródek i obsypał pocałunkami moje zaspane oczy. - Cóż za śliczna mała....przepiękna. - wyszeptał w mich włosach. - Moglibyśmy tu przerwać, Bello. Podobało ci się, prawda? Mógłbym zrobić to znowu. Całą noc, jeśli tylko chcesz. Nie musimy posuwać się dalej.

Był okropnie słodki - w końcu zrobił to dla mnie, tylko na moje własne życzenie - a ja czułam się winna, kiedy naszła mnie chęć żeby się schować. Odnalezienie sił zajęło mi chwilę, ale zdołałam stanąć, chociaż nogi miałam jak z galarety. Dosyć spokojnie pociągnęłam koszulę w dół, żeby zasłonić nagość i uciekłam do łazienki nie odzywając się słowem.
Pozwolił mi odejść, ale czułam na sobie jego wzrok.
W łazience, gapiłam się na siebie w lustrze z otwartymi ustami, następnie trzęsącymi dłońmi pochlapałam wodą twarz. Mój makijaż rozmazał się, czarne stróżki spływały z moich oczu. Ślepo sięgnęłam po mydło, żeby to wszystko zmyć z twarzy. Zimna woda była rozpraszająca, ale dzwoniło mi w uszach i musiałam usiąść na skraju wanny i położyć głowę między kolanami, żeby przestało.
A niech mnie do cholery. To była dopiero gra wstępna.
To był pierwszy raz, gdy go tak naprawdę zrozumiałam. Sex z Edwardem nigdy nie będzie bezpiecznym, niewinnym aktem, który większość ludzi jest w stanie dzielić. Całe to doznanie wystraszyło mnie, a nie byłam zastraszonym kotkiem. Może miał rację. Może powinniśmy na tym zakończyć?
Zagryzłam wargi zastanawiając się, w jaki sposób do licha wyjdę tam i spojrzę mu znowu w twarz.

Kiedy byłam młodsza , miałam około trzynaście albo czternaście lat , znalazłam kilka romansów Renee ukrytych na tylnej półce biblioteczki w naszym domu, w Phoenix. Widziałam okładki tych książek, wcześniej w sklepie. Niesamowicie piękni ludzie rozciągający się przez całą długość książki wyglądali na odczuwających ból, narkotyzujących się czy coś takiego. . Sądziłam, że cały ten tekst jest poniżej mojego poziomu. Tak więc czytałam niewiele tego. Nie za dużo zebrałam "interesujących części" jak je później nazwałam.

Pomimo niezadowolenia z kwiecistego języka i dziwnych, obscenicznych metafor używanych przez autorów do opisywania narządów płciowych, trochę się dowiedziałam o seksie właśnie z tych książek. Nigdy ponownie nie dotykałam romansów po tym jak je odłożyłam na ich miejsce, wolałam Jane Austen lub L. M. Montgomery ale obrazy zdobyte na tamtych stronach na zawsze wyryły się w mojej pamięci.

Renee i Charlie czuli się zbyt zakłopotani, żeby przeprowadzić ze mną prawdziwą rozmowę o tym co się stanie podczas stosunku. Nie to, żebym jej w ogóle potrzebowała. Same ich prośby abym się zabezpieczała kiedy do niego dojdzie były mocno upokarzające. Nawet po lekcjach o seksie moja wiedza praktycznie pozostała bez zmian, powiększyła się tylko o bezsensowne quizy dotyczące chorób przenoszonych drogą płciową. Tam nigdy nie spotkałam nikogo, kogo chciałabym zapytać o prawdziwy akt. Nie byłam też pewna co to orgazm do czasu gdy..... no dobrze, do około 5 minut temu. Nawet rozmowa z Alice czy Esme o tym byłaby zawstydzająca, bo byłby to dowód mojej młodości i braku doświadczenia. Według mnie, seks powinien być i prywatną rzeczą i dla mnie właśnie taki był. Nawet wpuszczenie, przez Edwarda, trochę światła do tego szczególnego miejsca w moim umyśle, dało niespodziewany rezultaty.
Ukryłam twarz w dłoniach. Byłam troszeczkę zadowolona z ukrycia się przed moim mężem w łazience hotelowej na kilka chwil, próbując zrozumieć co się właściwie stało. Dał mi moją przestrzeń, zawsze ją dawał gdy naprawdę tego potrzebowałam. Czułam się dziwnie- jedna część mnie chciała iść do niego i pokazać, że wszystko ze mną dobrze. To prawie zaczęło mnie martwić, że został tam i uszanował moją prywatność. Poczułam się głupio i dziecinnie ukrywając się przed nim i w tej samej chwili go pragnąc, zupełnie jak dziecko, które ucieka od opiekunów właśnie po to by sprawdzić czy się zmartwią i pójdą go szukać.
Ciekawe co Edward robił i drugim pokoju... to nie mogło być dla niego złym doświadczeniem. Po prostu zadziwiającym. Może trochę zmieniające dotychczasowe życie. Popatrzyłam w górę na swoją twarz odbitą w lustrze, teraz już wolną od ślubnego makijażu. Wyglądałam na dwunastolatkę. Czy teraz nie spodziewałam się wyglądać na starszą? Może to tylko zdarzyło się po tym jak on....
"Wierzchołek góry lodowej" to określenie nie było metaforą w tym przypadku. Faktycznie, mogę unikać krępujących sytuacji za wszelką cenę, lecz gdy doszło do TEGO wiem, że mogę pokonywać trudne zdarzenia z podniesioną głową. choćby dlatego wolałam sama siebie nie straszyć.
Teraz miałam niewielki obraz tego, czego mogłam oczekiwać po zbliżeniach intymnych z Edwardem. A to dobrze. Ta wiedza dała mi miejsce- miejsce na przygotowanie się. Teraz to co zostało dla mnie, to powierzyć mu jakąś część mnie i łagodnie przejść przez resztę.
Usiadłam na kilka minut i pokrzepiałam się. Byłam Bellą Swan... nie chwila, teraz byłam Bellą Cullen.. Stawałam naprzeciw rozpędzonym furgonetką na lodzie, tropicielom, wilkołakom, Volturi i gotowaniu Charliego. Mogłam poradzić sobie z tym co mnie czekało.
Przegryzając wargę, rzuciłam okiem na zapomniany prezent ślubny wciąż leżący w pudle, na ladzie łazienki.

Stał pod drzwiami łazienki, kiedy je w końcu otworzyłam. Oczywiście. Moje serce prawie stanęło gdy go zobaczyłam.

Jego ręka opierała się płasko na drewnie jakby chciał mnie wyciągnąć i pocieszyć przez drzwi podczas gdy ja biłam się z myślami, w środku. Oparłam się o drzwi, ramiona krzyżowałam ponad moją klatkę piersiową. Nasza ciała nie dotykały się, ale staliśmy tak blisko, że pewnie mógł poczuć jak zbiegłe kosmyki moich włosów ocierają się o jego twarz.
Był czujny, wciąż trzymał swoje ciało nieruchomo, nie oddychał, złote oczy świdrowały mnie szukając odpowiedzi na nieme pytania.
- Powiedz mi co myślisz Bello- prawie żebrał. Ale nie wypowiedział jednego słowa. Poczekał, aż byłam gotowa- stojąc tak całkowicie nieruchomo prawie zapomniałam jak bardzo jest ożywiony.
Wpatrując się w te intensywne oczy, poczułam nagły przypływ chłodu. Uczucie deja vu? To było jak nasze pierwsze dni spędzone razem- jeszcze raz. Spojrzenia, niepewność, napięcie budujące się do czasu gdy stwierdziłam, że chyba oszaleję. To miało sens, w pewnym, dziwnym sensie. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, próbował pohamować się przez zabiciem mnie. Sądzę, że teraz musiał przejść przez taką samą umysłową frustrację, przez to, że wcześniej tak mocno go kusiłam. To było jak sprawdzenie jego powściągliwości w kontroli, która została jakoś skompromitowana i ta żywa istota stojąca teraz przede mną była kimś, kogo ledwie znałam. To było……. Niesamowite.
- Nie zraniłeś mnie- powiedziałam, odpowiadając na jego ciche pytania. Pomyślałam, że to przecież oczywiste ale widać dla niego nie.
Utrzymał ten doskonały bezruch trochę dłużej, jakby powtarzając w głowie moje słowa, aby w pełni zrozumieć ich sens. Potem, wydawało mi się, że niechętnie, mrugnął i odprężył się. Pomyślałam, że tylko na chwilę.
Wzruszyłam ramionami i poczułam, że moje policzki pali ognisty kolor bo spojrzałam nieśmiało, w górę na niego.
- Pomyliłeś się. - podniosłam rękę, kładąc ją na jego klatce piersiowej. Ponownie powstał nasz związek. Oboje pozwoliliśmy napięciu przesączać się przez nasze ciała.
-Jak mogłeś mi zadać ból? Ledwie mnie dotknąłeś.
Po zastanowieniu, było to częścią powodu, przez który byłam tak wkurzona.
Rozważał to przez moment.
- Ale przestraszyłem Cię.- Jego koniuszki palców otarły się lekko o mój policzek. To nie było pytanie.
-Tak- przyznałam się. Ale zaraz dodałam- Troszeczkę.
Całe jego ciało złagodniało- to dziwne być świadkiem jak marmurowy posąg roztapia się na twoich oczach. Nie sprzeciwiłam się, gdy przyciągnął mnie bliżej, trzymając tył mojej głowy jakbym była czymś bardzo cennym.
Tak… to było to, czego potrzebowałam.
Na moment pozwoliłam sobie odprężyć się w jego ramionach, cały strach i niepewność, powoli cichły i zostały zapomniane. Byłam szczęśliwa, zatopiłam swój uśmiech w jego klatce piersiowej, nie czułam żadnego wstydu czy zażenowania chociaż on widział mnie teraz w najwrażliwszym stanie. Tu nie było żadnego wstydu. Teraz nie wstydziłam się niczego.
-Zatrzymajmy się- powiedział mi. Jeżeli w jego głosie była nutka rozczarowania czy żalu- nie słyszałam jej.
-Może to jest lepsze Bella. Musisz zrozumieć czemu.
Mój uśmiech się pogłębił.
-Edward?- wymamrotałam wprost w jego klatkę piersiową.
-Hmm? - podniósł moją głowę, czubek nosa ocierający się o jego brodę, zamknięte oczy z nim ukrytym pod powiekami.
-Chcę to skończyć.
Zawahał się.
- Chcesz skończyć co? – spytał wolno, zwężając oczy.
Odepchnęłam się od niego, niech mi się dobrze przyjrzy. Niech całej mi się przyjrzy, Tak intensywnie przyglądał się mojej twarzy, że zaczęłam się bać czy nie zauważył czego niepokojącego w moim wyglądzie.
-Oh- powiedział w końcu. – Oh Bella.
Miałam na sobie prezent Alice.
Była to długa, wąska, aksamitna suknia. Niestety była o odcieniu kości słoniowej, który łatwo prześwitywał w złym świetle. Materiał zebrany przy talii, ściągnięty przez delikatną wstążkę. To było lekkie i kobiece. Niewinna a bez poświęcania seksowności. To było też, jednym słowem śmieszne. Ale taka była właśnie moja opinia. Podobnie jak do całego dnia ślubu. Ale uświadomiłam sobie, że to wcale nie było koło mnie.
Alice zawsze zdawała się wiedzieć lepiej, przynajmniej pod względem tego, co Edward by chciał. Ona prawdopodobnie wiedziała, że w końcu i tak będę nosić tę suknię dla niego, nawet pomimo mojego początkowego uporu. Nawet nie chce wiedzieć, co jeszcze przewidziała. Nawet dzięki swojej ponadprzeciętnej umiejętności nie musiała wiedzieć co na mnie pasuje- ja nigdy nie miałam nosić dwa razy tej samej sukni. Ale widząc reakcję Edwarda- oczy pełne czystego cudu- dobrze, bo przez to nie będzie chciał mnie zabić*, pozwoliłam mu tak po prostu na mnie patrzeć. Zupełnie jak kiedyś.
Wyciągnął niepewnie palce, jakby chciał prosić o pozwolenie i jakby je otrzymał, bo dotknął kawałka mojego, nagiego ramienia. Nie mówił nic. Nie komplementował sukni, ani nie mówił mi co myśli. Wszystko było wypisane na jego twarzy i bez trudu mogłam to odczytać. Nadal skąpo wzruszony zostawił na moim czole miękki pocałunek, ręką zakrył mi policzek i zaczął całować mnie w usta. Zaczęło mi się robić okropnie gorąco i poczułam znajome, mocne szarpnięcie w okolicy żołądka. Wstyd mi było przerwać ciszę, jednak nie ustałabym tam całą noc, aby mógł mi się dowoli przyglądać.
- Chcesz to zrobić Edward?- zapytałam ściszonym głosem. Wprawiło mnie to w zakłopotanie, ale jednocześnie chciałam mu przekazać ten fakt.
- Jestem gotowy. Czy … czy możemy być trochę wolniejsi tym razem? To było bardzo … intensywne. - Po mojej minie mógł się spodziewać, że nie będę go słuchać, jeżeli zacznie się teraz ze mną o to kłócić. Ale on chyba nie chciał się ze mną sprzeczać. Może naprawdę, naprawdę lubił tą suknię? Gdyby nie ta sprawa, w całym jego istnieniu, Edward Cullen nigdy nie posprzeczał się ze mną.
Podniósł mnie w nietypowy sposób. Zgarbił się lekko i opasał swoje ramiona wokół moich ud. Podniósł mnie bez wysiłku, nasze klatki piersiowe naciskały na siebie, oczy zamknęły się jak na klucz, przeszkadzając wargom otwartym ku sobie lecz nie przeszkadzając w całowaniu. Gdy jego kolana uderzyły o ramę łóżka, zsunął mnie leciutko w dół.
- Przypomnij mi , żebym podziękował Alice- szepnął opierając wargami o moje.
- Właśnie miałam powiedzieć to samo.- Co najmniej te same słowa. Nie mogę powiedzieć czy panowałam nad tym czy nie. Przez następnych parę momentów było intensywnie. Kiedy się znów pocałowaliśmy zaczął badać moje ciało przez materiał sukni. Tym razem jednak, pozwolił mi badać też swoje. Wsunęłam swoje ręce pod jego podkoszulek. Miał napięte i twarde mięśnie pod wpływem moich palców, nieugięte i gładsze niż kamień. Zaskoczył mnie zapach róż. Dopiero teraz zauważyłam, że całe łóżko było pokryte płatkami. Wcześniej ledwie zerknęłam na pokój. Gest wyglądał na głupi, a jednak sprawił mi ogromną przyjemność. Była to próba uczynienia dla mnie tego momentu wyjątkowym. Nigdy nie chciał bym przegapiła nawet jeden mały szczegół, jakkolwiek mały. Jego ciało prawie przygniotło mnie do łóżka pod wpływem jego nieugiętej siły. Cicho poprosiłam go do przewrócenia się, żebyśmy byli ramię w ramię, musiał się do tego zastosować, bo nigdy nie zdziałałabym tego moją siłą. Zapoznałam się już z jego klatką piersiową i dolinami brzucha, tak innym pod względem miękkości, niż mój własny. Co więcej, zabrałam się do zmiany pozycji będąc beztroską i czując się coraz bardziej podniecona. W moim zamyśle wyglądało to erotycznie. Niestety, nigdy nie byłam uwodzicielką i wiele razy próbowałam uwieść tego wampira lecz on zawsze mnie odrzucał. Odbywałam więc nowicjat. Więcej, byłam ofermowatym nowicjuszem. W mojej głowie ruch był idealny: poszłabym do góry na kolanach i położyła jedną nogę ponad jego ciałem, tak abym mogła siedzieć okrakiem, kontynuować całowanie itd… Ale …. Błędnie oceniłam odległość do krawędzi łóżka. Moje kolano napotkało tylko powietrze, gdy próbowałam się osunąć. I oczywiście rzuciłam głową ponad piętami i spadłam z łóżka w podmuchu atlasu i przekleństw. Edward wyjrzał ponad ramą łóżka, śmiejąc się.
- Bella
- Oj. –powiedziałam z podłogi. Tak naprawdę nic sobie nie zrobiłam, tylko moja duma koszmarnie piekła.
- Mogłeś mnie złapać?- Wysunął się z łóżka aby dołączyć do mnie na podłodze, szybciej niż moje oczy mogły by to zauważyć. Zadrżałam, ponieważ jego chłodny oddech owiał moją twarz.
- Przepraszam, moja miłości. Trochę byłem zaabsorbowany- Zmarszczył brwi. Wciąż miał spokojny wyraz twarzy. Odepchnęłam go gdy zaczął mnie całować. W każdym razie próbowałam to zrobić. To było jak napieranie na drapacz chmur.
- Przestań śmiać się ze mnie.
- Oh Bello. Ja nie śmieję się z Ciebie.
Ale robił to. Jego uśmiech był olbrzymi. To było zaraźliwe, nawet ja uśmiechnęłam się leciutko. Ale mój gniew i zażenowanie były tak ogromne, że nie pozwoliły mi długo tego robić.
-Kłamca. – szepnęłam.
Wplątał palce we włosy za moją szyją i zaczął mnie całować. Jego wargi wciąż były wykręcone w moim ulubionym uśmiechu, wiedziałam to, bo cały czas zasypywał mnie deszczem pocałunków. Chciałam go dotknąć, ale nagle znów stał się bardzo poważny. Złapał moje nadgarstki tak , żebym nie mogła tego zrobić.
- Najpierw mi coś obiecaj, Bello.
- Cokolwiek.
- Możemy spróbować. Jeżeli jednak zacznę zadawać Ci ból musisz mi o tym koniecznie powiedzieć. Nie mogę czytać w twoich myślach i przez to mogę być trochę …. Rozproszony.
Nie wiem jak i dlaczego tak się stało, ale gdy wypowiedział te słowa, wydały mi się one śmieszne. Byłam pewna, że mógł poczuć gorąco moich policzków.
- Obiecasz mi? – Przygryzł dolna wargę.
- Jestem dziewicą Edward. I będzie bolało , to jest tak jakiś rytuał przejścia czy coś.
- Tak wiem, że może- przyznał się.- Ale z niektórymi rzeczami mogę Ci pomóc. I dlatego wolałbym wiedzieć.
Spróbowałam pertraktacji.
- Obiecuję, że Ci powiem, jeżeli faktycznie będzie bardzo bolało.
- Hm. Właśnie taką mam nadzieję. – Przez wszystko czego dzisiaj wieczór doświadczyłam w jego ramionach, łatwo mogłam zrozumieć jego rozterki. Puścił mój nadgarstek- właściwie jeden z nich- i zaczął szukać suwaka z tyłu mojej sukni. Szarpnął za niego i poluzowała mi się na ciele. Rozszerzyły mi się oczy. O, cholera. Zupełnie zapomniałam o tej części.
- M… możemy zgasić światło?- wyjąkałam prawdopodobnie brzmiąc jak jeden wielki spazm.
Jego szelmowski uśmiech powiększył się.
- Nerwowa?
Zarumieniłam się jeszcze bardziej, bo poprowadził jedno z wąskich ramiączek sukienki z mojego ramienia aż po obojczyk.
- Nie.- Wzruszające kłamstewko.
Chichocząc zniżył się do mojego gardła tak szybko, że musiałam oprzeć się pragnieniu krzyknięcia. Przyciskał wargi to mojego tętna i niby mimochodem zsunął kolejne ramiączko z mojego ramienia. Przez to wszystko prawie dostałam ataku serca. Pociągnął mnie za nogi i zsunął sukienkę, która spadła na podłogę. Zmierzył mnie wzorkiem, oczy miał zamglone a wargi rozchylone. Jego spojrzenie wyrażało dużą satysfakcję. Ledwie mogłam tam stać i wpatrywać się w niego. Czułam jak czubki moich piersi palą zimnem.
- Nieźle- powiedział uśmiechając się. – Teraz możemy zgasić światło. – Sięgnął po lampkę stojącą na szafce nocnej i pokój zanurzył się w błogiej ciemności. Poczułam jego zimny oddech na szyi poruszający moimi włosami.
- Zapomniałaś o czymś Bello. – szepnął mi do ucha.- przecież ja mogę widzieć w ciemności.
Dał mi moment na uświadomienie sobie tego. Nagle był na mnie, chwycił moje nagie ciało. W jednej chwili byliśmy na łóżku. Był nagi od pasa w dół. Od razu zsunął z siebie resztki odzieży.
- To nie fair! – zaprotestowałam ale ucieszył się mnie pocałunkiem. Zmrużyłam oczy, przyzwyczajające się do ciemności ale nie widziałam go. Moje ramiona bolały z jego nagłej nieobecności i czułam jak moje serce wybija rytm w którym pulsują moje posiniaczone wargi. Zachichotał gdzieś w ciemności, prawdopodobnie zauważając zdziwiony wyraz mojej twarzy. Zdałam sobie sprawę, że dźwięk pochodzi z dołu łóżka, gdzieś kolo moich kolan. Sapnęłam, gdy chwycił moje uda, łagodnie ale z pewna stanowczością, zanurzył w nich głowę i po raz kolejny pocałował mnie na dole.
- Uuuggghhh Edward! – krzyknęłam na znak protestu, popychając jego czoło.- Przestań to robić, proszę!- zatrzymał się na chwilę. Dłuższą chwilę. Czasami zapominałam jaki nikczemny i bezczelny potrafił być.
- Nie chcesz robić tego? - zapytał. – OK. To co teraz?
Wtedy coś zimnego i gładkiego wsunęło się we mnie. Jego palce- uświadomiłam sobie, próbując oprzeć się pragnieniu zwiania z łóżka. Nie rozumiałam dlaczego nie mógł być bardziej ustępliwy akurat w tej kwestii. Musiał doprowadzać mnie do szaleństwa? Może robił to teraz żeby zaoszczędzić mi bólu potem. W sumie to nie było takie złe. Zostałam mocniej zaciśnięta przez jego dociekliwe palce, ale nie stanęło mu to na drodze. Przyznaję to było właściwie kilka palców. Poczułam się szczególnie miło kiedy potarł kciukiem miejsce nad moim „wejściem”. Mój oddech stał się bardzo nierówny.
- Czy potrzebujemy… - przerwałam próbując znaleźć mniej obsceniczne słowo, które określi to co chcę powiedzieć.
- Czy my potrzebujemy … zabezpieczenia?
Jego palce zatrzymały się we mnie, ale ich nie wyciągnął.
- Nie – szepnął. Miał zdziwiony wyraz twarzy, jakbym zaskoczyła go moim pytaniem. Może mówił mi to już wcześniej a ja nie zapamiętałam tego? - Mogę jednak coś znaleźć. Jeżeli pragniesz mnie…
- Mogę z tobą zajść w ciążę?
- Nie- powtórzył, ale zrobił to tak jakby to było czymś złym albo smutnym. Moje oczy przyzwyczaiły się już do ciemności i mogłam obserwować jego twarz.
- To dlaczego chcę byś użył jednego ?
- Nie wiem. Może dlatego, że sprawi, że poczujesz się bezpieczniej.
- Jestem już bezpieczna.
Wyciągnął swoje palce ze mnie, marszcząc brwi a oznace dezaprobaty.
- Oh Bella.- szepnął- mam nadzieje, że tak się czujesz pomimo tego co było rano.
Przepęznął pode mną i poczułam cos twardego i zimnego na moim udzie. Z trudem połknęłam zmieszanie kwitnące w dole mojego brzucha. Wtedy zamknęłam oczy a on wszedł we mnie.
To zabolało bardziej niż palce. Ostry ból na prawo od wejścia. Walczyłam aby powstrzymać jakąkolwiek oznakę niewygody na twarzy, wiedząc, że gdy to dostrzeże od razu się zatrzyma. To nie było takie złe – naprawdę- więc bardzo się zdziwiłam gdy wyczułam słaby, metaliczny zapach krwi połączony z czymś jeszcze… świeży, piżmowy zapach wypełnił pokój i to pozwoliło mi nie koncentrować tak bardzo na pierwszej woni, na którą byłam niefortunnie wrażliwa. Zmartwiłam się bo wiedziałam, że nie jestem jedyną osobą w tym pokoju wyczuloną na zapach krwi. Jego oczy przeszły w czarny kolor. Mogłam zobaczyć blask jego białych zębów nawet w ciemnościach pokoju, plama z jadem. Dyszał jakby odczuwał ból.
- Edward? – wyszeptałam kładąc rękę na jego policzku.
Mrugnął. Jad połknięty.
- Możesz to kontrolować. Po prostu pamiętaj kim jestem. Kim ty jesteś.
- Daj mi chwilę- wysapał. Był to kawał czasu. Jego zęby błyszczały się, zaciskał palce na poduszce obok mojej głowy. Pomyślałam, że ta nieszczęsna poduszka zaraz się rozleci i wszystkie pióra spadną na mnie. Ta myśl wywołała uśmiech i nie byłam już tak wystraszona.
Było mi coraz bardziej niewygodnie leżeć na dole. Bolało jak cholera mieć go w sobie, jak tępy nóż grożący, że pokroi mnie na części. Pełna waga jego ciała dusiła mnie wbijając w materac. Trzymałam się wciąż tylko dlatego, że głaskałam go po włosach gdy zbierał w sobie siły. Zanuciłam mu kołysankę to było coś co zawsze mnie uspokajało i przynosiło ulgę. Oczywiście wolałam nie porównywać swojego głosu do jego, tego pięknego, ale nucenie wydawało się działać. Nadal został nieruchomo a jego ciało wydawało się być bardzo spięte.
- Kocham Cię Bello. Nie zapomniałem o twojej obietnicy. – I wcisnął swoją resztę we mnie, sycząc z przyjemności. Oczy prawie wyszły mi z orbit. Nie zdawałam sobie sprawy, że przedtem siedział we mnie ledwo początkiem. Krzyknęłam zanim zdążyłam się powstrzymać i wbiłam paznokcie w jego nieugięte ramię. Prawie się dusiłam, poczułam nagłą przytłaczającą obecność….. jego.
Nie dał mi za dużo czasu aby przywykła do tego, ponieważ zaczął się ruszać- długie, głębokie ciosy. Nie wiedziałam, że moje ciało jest tak głębokie i teraz mogłam poczuć każdy, palący centymetr. Nie chciałam oskarżać go o brak łagodności. Czułam, że ledwie trzyma tą delikatność w ryzach. Ponad to, on prawdopodobnie myślał, że jest łagodny. Modliłam się w duchu, żebym nie była za bardzo posiniaczona. On nigdy nie wybaczyłby sobie gdyby mnie zranił. Tarcie było częścią, która sprawiała najwięcej bólu. Zauważyłam, że ból rozciągający się we mnie przygasł trochę. Moje wewnętrzne mięśnie przystosowywały się do jego ruchów. Na pewno na dobrej drodze było to, że byłam już mokra na dole dzięki jego wcześniejszym staraniom, w przeciwnym wypadku nigdy nie zrobiłby tego co teraz, nie powodując u mnie większej fali bólu. Teraz domyśliłam się, że on właśnie zaplanował to tak.
Zaczynało być coraz lepiej. Właściwie było jak w tych durnowatych książkach, tam zawsze był ktoś kto zostawał pozbawiony dziewictwa. Co dziwne- tarcie, to beznadziejne tarcie, o które tak się martwiłam na początku- zaczynało być przyjemne. Zatopiłam uśmiech w jego szyi. Po raz pierwszy pozwalałam sobie kochać się z moim mężem i podobało mi się. Po kilku szaleńczych momentach, Edward, ku mojej uldze, podniósł się nieznacznie i spojrzał na mnie. Oderwałam myśli od jego twardości ruszającej się we mnie i skupiłam się na jego oczach. Uśmiechnął się do mnie pokazując mi swoja adorację. Ja nigdy nie mogłabym dotknąć go tak swobodnie lub przyglądać się jak zrobił to przed chwilą. Tak zdecydowałam nie umiejąc powstrzymać uśmiechu, zdecydowanie mogłam to powtórzyć.
Bliskość-taka nie przytłaczająca i głęboka- była wszystkim. Ten czyn był dużo bardziej intymny niż kiedykolwiek wydawało mi się , że może być. Tak intymny, że nie mogłabym tego opisać, gdybym została o to zapytana. To był zrealizowany cel … płytki moment przyjemności nastąpił przez tym i drzemką, Nie, to było specjalnie, Nie dziwię się, że napisali książki na ten temat. Oddychając moim imieniem wsunął rękę między nami i dotknął mnie w to samo miejsce, w które wcześniej pocałował. Obróciłam twarz na bok, czując się nagle obezwładniona i musiałam stłumić gwałtowny wdech. To zdarzyło jak jeszcze raz… taka wolna, niesamowita wspinaczka. Oddałam się temu i tym razem.
- Bello- był napięty, tak jakby tracił kontrolę- Chyba musimy tu przerwać.- wysyczał przekleństwo.
Spojrzałam powrotem na niego i wiedziałam, że muszę się z nim zgodzić.
Ale to już pochłonęło mnie, nawet wtedy gdy moje mięśnie rozluźniły się. Krzyknęłam i rzuciłam się na niego z pazurami. I wtedy spojrzałam na jego twarz. Teraz nie przypominał człowieka nawet w jednym calu. A i tak był najpiękniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek zobaczyłam. Nagle poczułam jego zęby na moim gardle, prawie przedarły się przez skórę. Moje oczy zaszkliły się, jego palce wbijały się w moje kruche ciało. Tak proste dla niego byłoby rozszarpanie mnie teraz na strzępy, w tej bezmyślnej furii. Zostałam wciąż w jego ramionach, potulnie, jak małe kocię, które zostało podniesione przez swoja matkę, bojące się choćby ruszyć. Jakoś powstrzymywał się przed przewróceniem o tą półkę. Chronił mnie. Właśnie uderzyło mnie jak on musiał mnie kochać- chronić przed samym sobą w momencie kiedy każda komórka jego ciała wołała o moją krew. Po chwili przerażające ciśnienie jego zębów o moje gardło zmieniło się w mżawkę pocałunków. To zmiana nastroju- od śmiertelnego po uwielbienie- doprowadziła mnie do zawrotu głowy. Pocałował mnie zadyszany, wolne, mokre pocałunki trwały bez końca. Zaraz zapadłam w sen obok rozgniecionych płatków róży. Moja czerwona krew na białej poduszce.
Są pewne sprawy, na które ludzie nigdy nie zwracają w romansach szczególnej uwagi. Na przykład czerwone płatki róż, siejące spustoszenie na pościeli.
Jak tylko obudziłam się z bezsennego snu, me oczy otworzyły się powoli i zaczęły się wpatrywać w czerwono czarne smugi na prześcieradle, tuż obok mojej twarzy. Przez ułamek sekundy myślałam, że to krew przez co musiała się dobrze skupić by przegonić niewyraźną zasłonie snu, by przypomnieć sobie, gdzie się aktualnie znajdowałam. Przesunęłam się, próbując podnieść się do pozycji siedzącej…. Zamarłam.
Oh. Oh, Wow...
Wszystko mnie bolało.
Jęcząc, pozwoliłam by moja głowa z powrotem opadła na poduszkę. Wlepiłam wzrok w sufit. Tak leżąc, wszystko do mnie powoli powracało. Każda paląca sekunda. Uśmiechnęłam się zadowolona, ignorując ból. Zabrało mi to tylko chwilę, aby stwierdzić, że nie bolało tak mocno, jeśli się nie ruszałam. To dobrze. Teraz mogłam jedynie leżeć sobie tak cały dzień bez potrzeby wstawania lub pójścia do łazienki.
Wyciągnęłam rękę na drugą stronę łóżka, by odnaleźć Edwarda. Mój uśmiech zmalał gdy napotkałam jedynie zniszczone płatki róż. To nie było nic nadzwyczajnego. Nic czym mogłabym się martwić. Jednak rozczarowałam się trochę. Bardzo powolutku, podniosłam się na łokciach, próbując zignorować ból w mięśniach, który niemal krzyczał na mnie. Rozejrzałam się poprzez uciążliwą zasłonę poplątanych włosów przed oczami, a następnie odgarnęłam je z twarzy.
W pokoju nadal było ciemno. Słyszałam na zewnątrz, uderzające w okno, ciche brzęczenie kropel deszczu. Rozważałam przez chwilę, czy przez tą pogodę, nasz samolot może się opóźnić.
Odwróciłam się, ciekawa, czy jest w pobliżu jakaś woda. I właśnie wtedy zobaczyłam, z drugiej strony pokoju, parę zimnych, błyszczących oczu spoglądających na mnie. Był tam, w całkowitym bezruchu. Zawsze strasznie mnie to irytowało. Nawet go nie zauważyłam. Siedział na skórzanym fotelu, całkowicie ubrany. Nawet buty miał ubrane i starannie zawiązał!
Ręce zaciśnięte na końcu poręczy. Białe kłykcie. Sina twarz. Gdybym go nie znała, łatwo byłoby pomyśleć, że ten pełen nienawiści wzrok był skierowany w moją osobę. Ale nie był. A przynajmniej, modliłam się o to.
-Edward…- powiedziałam zachrypnięta. Naprawdę potrzebowałam szklanki wody.- O co chodzi?
Jego dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na krześle. Zadrżałam, gdy usłyszałam pękanie drewna.
-Co się stało? – naciskałam dalej, podnosząc kołdrę, by się nią przykryć. Już nie czułam się taka pewna siebie.
Minutę zajęło mu sformułowanie odpowiedzi. Kiedy w końcu to zrobił, jego głos miał dziwną barwę. Cichy. Zmęczony.
-Zraniłem cię.
Wyglądał jakby sam nie wierzył w to co mówi. Tak jakby nie mógł tego przyjąć do świadomości. Jego piękna twarz odwróciła się z obrzydzeniem.
Furia
-N-nie. Nie zraniłeś mnie. – Skłamałam. Przyznaję, byłam okaleczona. Ale wiedziałam, że mogło być o wiele gorzej, że jeszcze chwila a mogło dojść do czegoś złego. Cóż, zdaje mi się, że byłam mu bardziej wdzięczna za jego samokontrolę, niż zwykle.
-Nie okłamuj mnie. – warknął. Wzdrygnęłam się, wmawiając sobie kolejny raz, że to nie na mnie jest wściekły. – Widzę stłuczenia, Bella! Czuję sączącą się krew pod twoją skórą!
Zdałam sobie sprawę, że miał rację. Byłam posiniaczona. Mogłam zobaczyć jedno stłuczenie na przedramieniu, a drugie na wewnętrznej stronie uda, kontrastujące się z jasną cerą. Na pewno było ich więcej, ale wolałam nie podnosić kołdry, aby się o tym przekonać. On by również patrzał. Nie wydaje mi się, że potrzebował kolejnej rzeczy która mogła go jeszcze bardziej zdenerwować.
-Cóż. Przynajmniej mnie nie zabiłeś. Wtedy, to byłby chyba trochę większy problem, prawda?- Dodałam, próbując rozładować atmosferę w pokoju.
-Nie waż się nawet na ten temat żartować. Nigdy więcej cię nie dotknę.
Oparłam się pragnieniu aby odwrócić wzrok. Był taki szorstki. Tak prawdziwie załamany… Nie. To byłoby naprawdę okrutne z mojej strony, aby z tego żartować.
-Oh, Edward – westchnęłam. Przetarłam oczy pięściami, próbując się wreszcie rozbudzić. Byłam za bardzo osłabiona na to, aby się kłócić. Delikatnie usiadłam na łóżku, na którym w nocy dzieliłam z nim tak nieziemskie, a jednocześnie tak przerażające, chwile. – Wybacz mi, ale nie potrafię w tej chwili o tym mówić. Słuchaj, ja teraz chcę wziąć prysznic. A ty mógłbyś… mógłbyś się do mnie przyłączyć. Jeśli chcesz. – Ostatnią część powiedziałam bez zastanowienia, a oczy rozszerzyły mi się, jak tylko słowa wyszły z moich ust. Nagle, przed oczami pojawił mi się obraz. My, stojących razem, przysnuci parą wodną.
O rany.
- Bella
Wypowiedział me imię rozkazującym tonem. Nie patrzałam na niego, ale mogłam niemal zobaczyć jego idealne, ostre, niesamowicie białe, nawet w przyciemnionym pokoju, zęby. Chciał abym nie ruszała się z miejsca, tak by mógł mnie widzieć i rozmawiać ze mną. Najprawdopodobniej chciał, bym udowodniła mu to, że naprawdę wszystko było ze mną w porządku i że nie jestem na niego zła. Z pewnością pragnął również, abym go obwiniała. Jednak byłam zbyt zmęczona, aby dogodzić jego potrzebom na jego samobiczowanie umysłowe. Bolało mnie całe ciało jak po pełnym biegu maratońskim, oraz, tak jakbym padła na łóżko i nie zawracała sobie głowy na odpowiednie ułożenie ciała . Naprawdę potrzebowałam prysznica. Gorący, ostry prysznic. I może aspirynę. Jeśli jakąś znajdę.
Naciągając na siebie prześcieradło i hamując jednocześnie jęk bólu, wstałam z łóżka. Miałam trudności z chodzeniem, tak jakbym cierpiała na kaca. Kiedy odwróciłam się w kierunku światła wydostającego się z łazienki, nagle zrobiło się na tyle jasno, że musiałam zasłonić oczy dłońmi. Jakimś cudem, musiałam dostać się do łazienki na oślep. Pozwalając opaść prześcieradłu na ziemię, weszłam pod prysznic i umożliwiłam całemu ciału, łącznie z głową, moknąć pod zimną wodą, która pod koniec zrobiła się niesamowicie gorąca. Łazienka wypełniła się parą i zaczęłam się relaksować. I rozmyślać.
Dziwnie się czuję, kiedy pomyślę, że nie jestem już dziewicą. To tak jakby ktoś ci powiedział że jesteś blondynką, kiedy ty wiesz że tak naprawdę jesteś brunetką i przyglądając się w lustrze stwierdzasz, że mieli rację. I wtedy, nagle przypominasz sobie, że zeszłej nocy przefarbowałaś włosy. O Tak, miałaś swoje „farbowanie włosów” caaaałą długą noc. W skrócie, jest to delikatna, ale ważna zmiana w postrzeganiu własnego ja. Odsłaniając zasłonkę, spojrzałam w lustro, ciekawa, czy starzej wyglądam… Ale zobaczyłam, zamiast swego odbicia… jego. Nie usłyszałam nawet jak wchodził do łazienki.
Stał tak, opierając się o ladę z założonymi rękami na piersi zaciskając pięści. Przyglądał mi się, jak brałam prysznic, w niepokojącej ciszy. Nowy rodzaj napięcia wymieszany z jego gniewem, promieniował z jego ciała, jak jakaś pustynna fata morgana. Albo być może, był to tylko efekt pary wodnej. Zasłona była pół prześwitująca. Oczywiście. Jedynie, wiszący kawałek przezroczystego materiału, który nie był zdolny zasłonić profilu mojego ciała, przed oczami Edwarda – gdyż, rzecz jasna, pracownicy hotelu nie pomyśleli o tym, że ktoś, kto wynajmuje pokój dla nowożeńców, będzie potrzebował chodź odrobinę prywatności.
Szybko spojrzałam przed siebie, modląc się, aby było tam jakieś miejsce w którym mogłabym się ukryć, przed jego spojrzeniem. Wiedziałam, że byłam głupia, wstydząc się go, po tym jak widział on już każdy cal mnie. Ale ten… rumieniec, jak gorączka, rozchodzący się po całym moim ciele. Woda, niespodziewanie, zaczęła mnie okropnie parzyć. Chwyciłam gałkę, aby ją ochłodzić. Dlaczego nadal patrzył się na mnie w taki sposób? Czy oryginalna Naga – Zarumieniona – Bella nie była już zużyta? Mogłam poczuć jego palące spojrzenie na moich plecach.
- Jesteś na mnie zły? – wyszeptałam. Normalny człowiek, nigdy by mnie nie dosłyszał.
- Tak.
Przełknęłam ciężko ślinę. A jednak część jego złości skierowana była na mnie.
- Złamałaś swoją obietnicę, Bella. Nie powiedziałaś ani słowa.
-Niczego nie złamałam. Powiedziałam, że odezwę się gdyby było dla mnie za wiele. Ale nie było. Poza tym, czy byłbyś zdolny przerwać, gdybym to zrobiła?
Westchnął, oburzony.
- To już nie ma znaczenia. Nigdy więcej to się już nie powtórzy.
- Do diabła z tym.
- Co?
Zacisnęłam zęby sfrustrowana. Byłam wycieńczona, obolała i jeszcze bardziej bezbronna. Zrywając zasłonę, odwróciłam się do niego i warknęłam.
-Posłuchaj mnie, Edward. Wyszłam za ciebie. Ja! Przeciwieństwo panny młodej! Wiem na co się pisałam. Widziałam ciebie w walce. Widziałam cię, jak potrafisz być przerażający. Wcześnie już płaciłam cenę własną krwią i nadal będę to robić. Nie jestem jakimś pracoholikiem. Nie jestem masochistką. Nie lubię być posiniaczona lub ranna, ale jeśli to jedyny sposób bym mogła być blisko ciebie, to co to ma do rzeczy? Przez cały czas, ludzie ranią się, robiąc rzeczy które kochają. Motory, jazda na koniach, surfowanie, gimnastyka. Czy przestają to robić? Wątpię w to. Teraz przestań być taki melodramatyczny, zanim zacznę krzyczeć! Boże.
Oszołomiony, wpatrywał się we mnie przez chwilę. Mogłabym przysiąc, że widziałam jak jego kąciki ust zadrżały.
- Jesteś opryskliwa kiedy nic nie zjesz.
- Ty również – odparłam, ponownie zaciągając zasłonkę. Chwyciłam mydło i zaczęłam gwałtownie szorować ramiona… znieruchomiałam, z powodu fali bólu jaki odczułam. Wlepiłam wzrok w ramie. Był tam fioletowy siniak, tak wyraźny, że niemal mogłam zobaczyć kształt palców. Mogło to być wykorzystane jako kolejny, przekonywujący argument. Ale bądźmy szczerzy. Ludzie nie doznają takich ran… nawet po gimnastyce.
Niespodziewanie, poczułam go za moimi plecami. Firanka od prysznica nawet nie drgnęła, gdy wślizgnął się do środka tuż za mną. Nie sądziłam, że mógł wejść tu w ubraniu. Ale nie było mowy abym odwróciła się do niego przodem aby to sprawdzić. Byłam zbyt wściekła. Miałam też ciche podejrzenia, że brał ze mną prysznic tylko po to, aby sprawdzić czy nie ma więcej obrażeń na mym ciele.
Wtedy mnie dotknął.
Jego mokre koniuszki palców znaczyły moją nagą talię i zapominałam już całkowicie o złości. Wziął ode mnie mydło. Stałam nieruchomo, podczas gdy on mył moje ciało, zaczynając od barków, potem przesuwając się w kierunku ramion i brzucha. Dotykał mnie najdelikatniej jak potrafił, każdy drobny ślad na mej skórze.
- Oh, Bella… - wyszeptał, całując stłuczenie na moim ramieniu. – Tak strasznie mocno cię przepraszam. Nie wiem co mam robić. Nie wiem jak mam to naprawić. Nic już nie wiem. Jestem kompletnie bezsilny, kiedy o ciebie chodzi. Ja, ten który myśli, że jest taki silny. Nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić.
Nic nie odpowiedziałam, gdy mył mnie dalej. Przygryzłam jednak dolną wargę, kiedy oczyszczał okolice między udami. Bardzo byłam w tym miejscu wrażliwa, bardziej niż gdziekolwiek indziej. Dostrzegłam drobne, czerwone krople łączące się z wodą. Krew. Wyschnięta. Tylko odrobinę. Nic takiego – trudno nawet zauważyć. Ale zastanawiałam się, czy to go zaniepokoi, czując mój zapach.
Zerknęłam na jego twarz. Nie. Wyglądał tylko na rozzłoszczonego.
Odchyli mi włosy na bok i znieruchomiał.
- Czy to… czy to jest ślad po ugryzieniu? – Spytał półszeptem, bardziej siebie niż mnie, niedowierzając. – O Boże. Mam racje, prawda?
Patrząc na jego zdumiony wyraz twarzy, poczułam ukłucie w sercu. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Naprawdę tego nie pamiętasz? – spytał.
Obrócił mnie twarzą do siebie i przesunął bliżej, unosząc mi brodę do góry, tak aby mógł ostrożniej przyjrzeć się śladu na szyi. Zadrżałam w chwili, gdy czubki moich piersi otarły się o jego mokrą klatkę piersiową.
- Nie widzę rany. Tylko mały ślad… żadnej krwi. Nie ugryzłem cie? Odpowiedz mi, Bella.
Odpowiedziałam na jego szalone pytanie ze spokojem.
- Myślę, że oboje byśmy już wiedzieli gdybyś mnie ugryzł. Nie, Edward. Powstrzymałeś się. Jesteś silniejszy, niż ci się wydaje.
- Silny? – zadrwił – jestem potworem.
Jesteś człowiekiem, niemal powiedziałam. Mimo, że nie było to do końca prawdą.
- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz mnie spotkałeś? A raczej powinnam powiedzieć, kiedy pierwszy raz poczułeś mój zapach. Na biologii. - Przez moment jego złote oczy pociemniały.
- Pragnienie by zabić kogoś z zimną krwią, w zatłoczone klasie, nie jest czymś o czym łatwo się zapomina.
- Teraz jest dla ciebie łatwiej, prawda? Nauczyłeś się jak kontrolować swój instynkt oraz jak obchodzić się ze mną delikatnie. Możesz zacząć się znowu uczyć. Po jakimś czasie, stanie się to dla ciebie łatwiejsze. - Czułam się, jakbym pocieszała małe dziecko. A właściwie, to nawet tak wyglądał. Zgarbiony, drżące ze strachu ramiona; przemoczone brązowe włosy opadające na czoło.
- Może. A może nie. Łatwo jest być w stosunku do ciebie delikatnym, gdy się nie dotykamy… lub, kiedy nasz kontakt fizyczny jest na niskim poziomie. Ale Bella, trudno jest mi panowanie nad sobą, kiedy przekraczamy pewną granicę.
Przymknęłam oczy, nie chcąc tego dalej słuchać.
- To już i tak nie ma znaczenia. Nie zamierzam przez całe życie być człowiekiem. Nie będziesz mógł mnie wtedy zranić.
Nie spodobało mu się to. Ani trochę. Znów zdawał się być wściekły.
- Bella…
Uniosłam drżące końcówki palców do jego warg. Mój głos przybrał natarczywego tonu, co mnie zawstydziło, gdyż nie mogłam tego kontrolować.
- Ciiii… Proszę, błagam cię, przestań już. Wszystko psujesz, Edwardzie… - Przez ten wstyd jaki odczuwałam… zaczęłam płakać. Nienawidziłam tego robić. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które wykorzystywały łzy do manipulacji. Ale to wszystko po prostu uchodziło z mojej klatki piersiowej, zanim się zorientowałam co się dzieje.
Jego twardy wyraz twarzy zmiękł.
- Nie. Nie, nie… nie płacz, Bella.

Odepchnęłam go, gdy próbował mnie przytulić, nieskłonna zaakceptować jego pocieszenie, nie pozwalając sobie na tą krótką chwilę słabości. Po kilku cichych szlochach, zdołałam powstrzymać płynące, bez pozwolenia, łzy.
- Po prostu skończ już, Edward. – szepnęłam –Proszę. Potrzebuję cię w tej chwili. Chcę abyś znów był normalny. Pragnę Mojego Edwarda, ponieważ nic nie jest tak jak być powinno, a ja nie zniosę tego, jeśli nadal tak będziesz się zachowywał.
- Dobrze – powiedział wzdychając, z dala od mojej twarzy. – Damy sobie na razie z tym spokój. Ale nasza rozmowa się jeszcze nie skończyła. Przepraszam cię, ale za bardzo cię kocham, aby to skończyć.
Dopiero teraz pozwoliłam mu się przytulić, ponieważ nie czułam tym razem, że postępuję nie w porządku wobec niego . Gdy całował kropelki wody z moich ust, wyszeptałam
- Moglibyśmy znowu spróbować. Teraz. Możemy popracować nad swoją samokontrolą.
Wypowiedziałam te słowa, bez większego entuzjazmu. Kłamałabym, mówiąc, że nie sprawiła mi przyjemności ostatnia noc , ale moje ciało potrzebowało trochę więcej czasu na odzyskanie sił, przed powtórką z przedstawienia.
Edward najwyraźniej zgodził się ze mną, jednak z trochę większym zapałem. Nagle, spojrzał podirytowany, tak jak dzisiejszego ranka, gdy się obudziłam.
- Oszalałaś?! – wzdrygnęłam się, słysząc ton jego głosu. Ponownie zacisnął dłonie w pięści, próbując opanować swój gniew. Po krótkiej chwili odezwał się. Ciszej tym razem. – Nie, Bella. Widzę jak cierpisz. Jest to wypisane na całym twoim ciele.
Zakołysałam się na swoich stopach, zdesperowana, by w jakiś sposób utrzymać się w tych intymnych stosunkach, jakie razem doświadczyliśmy, kochając się zeszłej nocy. Nie miałam zamiaru pozwolić mu to porzucić przez głupi strach.
- Chodzi mi o to, że sprawiłeś, że było mi naprawdę dobrze kiedy ty… Mogłabym tobie zrobić to samo…
Nie chciałam nazywać tego po imieniu i zarumienić się od zażenowania.
Oderwałam oczy od jego twarzy schodząc wzrokiem po całej długości ciała . Pierwszy raz, naprawdę pozwoliłam sobie spojrzeć na niego. Mimo wszystko, światła w nocy były przygaszone na moje własne życzenie, za nim został pozbawiony ubrania. Nie byłam, aż do tej chwili, doprowadzona do takiej odwagi, aby spojrzeć na to jak nieskrępowany stał teraz przede mną.
Był idealny w każdym calu. To nie było sprawiedliwe. Niezadowolenie pogłębiło się na mojej twarzy. Mówiłam już coś podobnego ostatniej nocy i nadal tak uważam. Było to trudne do zaakceptowania, kiedy twoja druga połowa była ładniejsza od ciebie.
Nie było mowy, abym oceniała jego rozmiar. Pewnie, widziałam diagramy w szkole, a nawet miałam szybki rzut oka na prawdziwą kasetę porno! Zawsze przedstawione w zimny, naukowy sposób, co raczej miało nas znieczulić, niżeli wywołać jakieś głębsze uczucia. Chociażby budowa. Wiedziałam na tyle, że był nieobrzezany. Edward mógłby rozczarować inną osobę, lub mógłby też być bogiem pośród wszystkich innych mężczyzn. Ale to akurat mnie ani trochę nie martwiło. Od teraz wiedziałam , dzięki nowemu doświadczeniu z ubiegłego wieczora, że nie mogłabym znieść jeśli byłby chociażby centymetr dłuższy. Pasował do mnie idealnie… cóż, tak czy inaczej, przywyknę do niego.
- Mogłabym… - zaczęłam. Wyciągnęłam dłoń, by go dotknąć ale odsunął ją na bok.
- Nie – odpowiedział stanowczo – Boże, Bella. Naprawdę nie rozumiesz?
Mrugnęłam oczami i już go nie było.
Nienawidziłam gdy to robił. Znikał tak nagle, że zajmowało mi to dobre dziesięć sekund, aby zauważyć, że poruszył się szybciej, niż moje oczy mogły za nim nadążyć oraz że nie było to tylko moje wyobrażenie. On, pod prysznicem ze mną.
Tak więc, dokończyłam kąpiel.
Nigdy nie był na mnie taki wściekły. Nawet gdy oddałam pod głosowanie jego rodziny własne życie jako śmiertelniczka, a potem roztrzaskał meble w innym pokoju pod wpływem złości. Tym razem było o wiele ciszej. Lecz to mnie jeszcze bardziej przerażało. Wolałabym już bardziej, gdyby miał zdemolować cały pokój w hotelu. Jedynym wyjściem była dla niego przemoc. Edward nie pozwalał sobie tym razem na ten upust emocji. Szczęśliwe meble. Nieszczęśliwa ja.
Kiedy wyszłam z łazienki, czysta, z jednym ręcznikiem na głowie, a drugim owiniętym dookoła mojego ciała, zdziwiłam się na widok sypialni. Była absolutnie idealna w swej czystości. Łóżko pościelone. Płatki róż sprzątnięte. Nasze torby były zapakowane i ustawione pod drzwiami. Jedna z moich walizek była jednak otwarta. Odruchowo nabrałam powietrza, gdy Edward pojawił się niespodziewanie tuż obok, biorąc ode mnie torebkę na przybory toaletowe i wkładając ją do otwartej walizki.
- Nadal chcesz lecieć? – spytał, odwracając się do mnie. Jego głos był spokojny i bardzo, bardzo cichy.
- Hmmm? – zamrugałam i przypominając sobie – Oh, tak. Wycieczka.
- Samolot odlatuje za parę godzin. Nadal chcesz lecieć? – powtórzył.
- Oczywiście, że chcę. Dlaczego miałabym nie chcieć?
Nie odpowiedział. Tylko spojrzał na mnie. Zacisnął usta w cienką linię. Może to tylko moje wyobrażenie, ale wyglądał bladziej niż zwykle. Skóra jak śnieżnobiała warstwa popiołu, która fruwała i tańczyła dookoła ognia. Jego włosy, w niewytłumaczalny sposób, były suche i sterczące we wszystkie strony. Czy naprawdę aż tyle zwlekałam z tym braniem prysznica?
Westchnęłam, a mój żołądek zaczął skamleć, gdy zauważyłam na łóżku srebrną tacę. Obsługa hotelowa. Sok pomarańczowy, kawa i coś co pachniało smakowicie. Było to ukryte pod przykrywką.
Sięgnęłam do góry ręką, by ściągnąć ręcznik z głowy.
- Spakowałeś moją walizkę, ale nadal potrzebuję coś, w co mogłabym się ubrać.
Wskazał mi oczami drogę na krzesło, na którym zobaczyłam ubrania czekające na mnie, starannie złożone na oparciu siedzenia. To był najbardziej niedopasowany komplet ubrań, jaki kiedykolwiek widziałam. Stanik i majtki były nowe i czyste, ale trudno aby wzbudzały one czyjeś pożądanie. Wybrał dla mnie również ukochane podarte dżinsy, których nigdy nie miałam dość siły aby je wyrzucić. Podkreślały one moją figurę w taki sposób, jak mogła zrobić to starodawna para spodni. Moje brudne tenisówki wraz ze skarpetkami, stały na ziemi obok krzesła. Przywiozłam je ze sobą, ponieważ Edward powiedział, że będę potrzebować jakieś buty do chodzenia. I w końcu, moja podziurawiona, z długimi rękawami, pomarańczowa bluzka. Kolejna moja ulubiona rzecz z garderoby która niestety, ale nie zaliczała się do najpiękniejszych. Raz mi Edward powiedział, że mu się nie podoba, że jestem za ładna aby nosić coś tak nieestetycznego i zniszczonego. Ale miałam do tej bluzki zbyt duży sentyment, której byłam właścicielką od szkoły średniej. Tak czy inaczej, przywiązałam się do niej.
Zwróciłam uwagę na to, że być może wybrał te konkretne, niedopasowane ubrania, abym wyglądała dla niego jak najmniej pociągająco. Zamknęłam oczy, nie przejmując się już dłużej tym, czy przez moje podirytowanie ranię jego uczucia czy też nie. Odwróciłam się do niego tyłem, pozwalając upaść ręcznikowi na podłogę i sięgnęłam zła po ubrania.
- Myślałam, że nienawidzisz tej bluzki.
Jego odpowiedź była dziwnie zobojętniała.
- Długie rękawy zasłonią stłuczenia.
Odwróciłam się do niego aby mu się przyjrzeć. Nawet nie próbował ukryć faktu, że przyglądał mi się jak się ubieram, lecz mimo to jego usta nadal były zaciśnięte w cienką linię.
- A tenisówki?
- Po prostu je załóż, Bella. Musimy się pośpieszyć, jeśli chcemy wyruszyć, a ty nadal musisz zjeść śniadanie
- Tak przy okazji, to dokąd lecimy?- Spytałam, zawiązując ciasno sznurowadła. – Niech zgadnę. Antarktyda? Alaska? W jakieś zimne, ciemne miejsce?
Jego oczy rozjaśniały. Troszeczkę.
- Wkrótce się dowiesz. 


                                                                  źródło jest tutaj

Przed świtem - noc poślubna oczami Edwarda.

Poprowadziłem ją na głębszą wodę, w głąb bezkresnego oceanu, który teraz miał barwę najgłębiej czerni. Głębia. To było najlepsze określenie tego, co się teraz działo. Głębia morskiej toni, głębia barw, które nas otaczały, głębia jej oczu… Były teraz tak samo czarne, jak woda, która delikatnie obmywała jej ciało, i wpatrywały się we mnie z największą ufnością, na jakie było je stać. Nie było w nich przerażenia, ani smutku, nie bała się tego, co ma nadejść. Była poniekąd posągową figurą, której myśli nie mogłem odczytać, bo były zamknięte wewnątrz niej. Jedyne, co mogłem teraz dostrzec, to jej nagie, blade, szczupłe i wciąż nieskalane ciało, które wydawało się być trochę napięte. Brnęła dzielnie za mną poprzez delikatne fale i co jakiś czas zerkając na przemian na mnie, a innym razem na srebrny księżyc. Wydawało się, jakby nic innego dla niej nie istniało. W końcu zatrzymałem się. Bella, która szła o krok za mną, leciutko na mnie wpadła. - Ups, przepraszam – wyszeptała i zwiesiła głowę. Byłem pewien, że zawstydziła się swoją niezdarnością, pewnie nawet zaczerwieniła, ale mnie to nigdy nie przeszkadzało. Może tylko początkowo, gdy pierwszy raz usiadła ze mną na lekcji biologii. Przywołałem to wspomnienie i wzdrygnąłem się z obrzydzenia do samego siebie. Byłem potworem, który chciał zabić swoją przyszłą ukochaną. Byłem… I wciąż jestem. Dziś stoję przed tą samą perspektywą, co wtedy. Będę musiał wyczerpać wszystkie swoje pokłady samokontroli tej nocy, a wiedziałem, że jest ich za mało. Byłem niemal pewien, że najlepszym wyjściem było przerwanie wszystkiego w odpowiednim momencie, ale miałem wątpliwości, czy będzie stać mnie chociaż na tyle. - Edwardzie, gdzie jesteś? Najpiękniejszy głos wyrwał mnie z moich ponurych rozmyślań, a jednocześnie sprawił, że stały się one czymś rzeczywistym. Nie mogłem dopuścić do tego, żeby ten głos ucichł na zawsze. Nie chciałem, żeby umilkł, jak ostatni krzyk łabędzia, po którym pozostanie tylko sterta białych piór. Uśmiechnąłem się do niej zachęcająco, ale po chwili przestałem. Nienawidziłem tego. Ten uśmiech miał zwabiać ofiary, miał je mamić, miał oczarowywać i przyciągać do mnie. Nie chciałem stosować go wobec Belli. Skoro już teraz odzywał się mój instynkt drapieżnika, to jak mogłem zapanować nad sobą później? Bella przybliżyła się do mnie, kładąc swoje drobne ręce na moich ramionach, a później oplotła moją szyję. Wpatrywała się w moje oczy z dziwnym błyskiem, który podkreślało dodatkowo światło księżyca. Po raz kolejny poczułem, że są tak głębokie, jakbym mógł w nich tylko zatonąć i już nie wypłynąć na powierzchnię. Schyliłem się delikatnie ku jej twarzy i pocałowałem drobne kropelki słonej wody, które osiadły na jej długich rzęsach. Lekko dotknąłem ustami jej czoła i wtuliłem w jej przyjemnie pachnące włosy. Uderzył mnie ich zapach, ale stłumiłem drażniące uczucie w gardle niemal natychmiast. Delikatnie przesunąłem policzkiem po jej skroni, rozkoszując się tym, jak miękka jest jej skóra, jak jest ciepła i złożona. Podatna na każdy bodziec. Wyczułem, że Bella znów się rumieni i bierze głęboki wdech. - Jesteś tego pewna? – zapytałem, wypowiadając słowa jak najciszej przy jej uchu. Wzdrygnęła się lekko, a jej skóra pokryła się gęsią skórką, którą wyczułem pod swoimi kamiennymi palcami. Niemal czułem, jak przez jej ciało przechodzą pojedyncze impulsy, przypominające spięcia elektryczne. Już wiedziałem, jaka będzie jej odpowiedź. - Tak. Westchnąłem prawie bezgłośnie i po raz kolejny wtuliłem się we włosy Belli. Przesuwałem palcami po jej miękkich lokach i rozkoszowałem się tym, jak łatwo poddają się moim ruchom. Były takie jak cała Bella. Podatne, ufne i… kruche. W tym samym momencie czułem jej serce, bijące gdzieś w okolicach mojej klatki piersiowej. Była teraz tak blisko mnie, nie dzieliły nas zbędne ubrania. Mogłem poczuć, jakbym to ja miał jej żywe serce w swoim ciele. Czułem jej temperaturę ciała, która przelała się w moje ciało. Poczułem nagłą potrzebę oddychania. Poczułem, że tylko tego odruchu brakuje mi do pełni człowieczeństwa. Chciałem stać tutaj wieczność, nie zwracając uwagi na przemijające godziny, dni, lata. Po prostu marzyłem o tym, żeby móc zatrzymać czas i być już zawsze tak blisko Belli, nie narażając jej, ani siebie na żadne niebezpieczeństwo. Jednak ja byłem tylko nędzną formą egzystencji, która nie potrzebowała ruchu, pożywienia, ani nie zwracała uwagi na upływający czas. Bella nie mogła zrobić tego, co ja. Nie była mną i po raz wtóry od paru tygodniu poczułem z całą mocą, że źle robi, decydując się na zostanie kimś tak potwornym jak ja. Teraz jednak była w pełni człowiekiem. Wyraźnie odczuwałem, jak jej skóra staje się z sekundy na sekundę coraz bardziej gorąca. Niecierpliwie zsunęła swoje dłonie z mojej szyi i skierowała je na moje zimne plecy, które wciąż znajdowały się ponad taflą spokojnej wody. Bella była prawie cała zanurzona, jedynie jej twarz i szyja znajdowały się ponad powierzchnią. Ująłem delikatnie jej twarz w swoje dłonie i przybliżyłem swoje usta do jej ust. Gdy tylko ich dotknąłem, poczułem, że nogi Belli zaczynają się uginać. Chwyciłem więc ją szybko w talii, ale kontynuowałem pocałunek, w którym powoli całkowicie się zatracałem. Bella całowała łapczywie moje wargi i wciąż błądziła małymi dłońmi po moich plecach, by następnie przesunąć je na moją klatkę piersiową. Zrobiła też ruch, którego zupełnie się nie spodziewałem. Nie spodziewałem się go w tej konkretnej chwili, gdy moja kontrola była wystawiana na pierwszą próbę. Bella w jednej chwili przywarła do mnie gwałtownie całym ciałem tak, że nie dzieliło nas już zupełnie nic, nawet przepływająca woda. W moim gardle odezwało się przerażająco silne pragnienie. Musiałem to przerwać jak najszybciej. Wypuściłem ją z objęć i odpłynąłem kilka metrów dalej od miejsca, gdzie znajdowała się moja ukochana. Miała zdezorientowaną minę, która po chwili przerodziła się w coś na kształt zrozumienia. - Przepraszam! – krzyknęła lekko rozhisteryzowanym głosem. – Poniosło mnie, jak zwykle. Nie powinnam była... Ja… Nie mogłem pozwolić jej na to, żeby tłumaczyła się dalej. Nic nie było jej winą, nie mogła się winić absolutnie za nic. Podpłynąłem do niej najszybciej, jak tylko mogłem i przytuliłem ją do siebie. - To ja cię przepraszam, Bello. Nie spodziewałem się tego, ale wiesz, że musiałem tak zareagować – starałem się mówić uspokajająco. Tak naprawdę to ja potrzebowałem uspokojenia, nie Bella. Ona znów zaczynała mnie dotykać. Badała moje ręce, mój tors, mięśnie brzucha. Zatrzymała się na linii mojej talii, a potem zsunęła dłonie na moje biodra, również dotykając ich, jakby po prostu chciała poznać każdy fragment mnie. Jednak ja czułem się inaczej. Czułem się ludzko. Wszystko było dla mnie nowe, niepewne i jednocześnie pociągające. Chciałem zaznać więcej, a jednocześnie chciałem się wycofać i uciec. Tym razem już nie mogłem tego zrobić. Nie potrafiłem odejść. Mogłem tylko stać i czuć, jak Bella znów dotyka mojego torsu i podchodzi bliżej, nieznośnie bliżej, niszcząc moje resztki samokontroli. W końcu chwyciłem jej podbródek i pociągnąłem jej twarz ku górze tak, że Bella oderwała się od dna. Nie miałem innego wyjścia niż to, aby ją złapać i ulokować na moich biodrach i przytrzymać tak, żeby nie wpadła do wody. Nie postawiłem jednak jej na powrót w miejsce, w którym stała, lecz przycisnąłem mocno do siebie i pocałowałem ją tak mocno i głęboko, jak nigdy wcześniej. Nie przestawałem, dopóki nie wydała z siebie cichego jęku i nie opadła na mnie bezwładnie. Zemdlała. Dokładnie tak samo, jak działo się to przy naszych pierwszych pocałunkach. Wyszedłem powoli z wody i położyłem Bellę na swoich ciuchach, które tu pozostawiłem. Mój wzrok padł szybko na to, co miała założone Bella, zanim weszła do oceanu. Skąpe bikini. Zabiję Alice. Nic bardziej nie mogło skrępować Belli w takiej sytuacji. Wiedziałem, że tej pięknej dziewczynie leżącej szarym piasku… temu pięknego łabędziowi… nic teraz nie grozi. Naprawdę wyglądała jak ten dostojny ptak, kiedy światło księżyca padało na jej białe ciało. Była tak samo krucha i ulotna. Ukląkłem przy niej i sprawdziłem jej oddech. Był mocny i spokojny, jakby po prostu spała. Najlepszym wyjściem było zaniesienie jej do łóżka i pozostawienia tam, bez uprzedniego budzenia. Wydawać by się mogło, że to wyjście powinno mnie ucieszyć, ale poczułem nagły smutek i niechęć do zrealizowania takiego planu. Westchnąłem lekko i wziąłem Bellę na ręce, przytulając jej głowę do mojej klatki piersiowej. Wzdrygnęła się, gdy poczuła lodowate krople wody na moim ciele. Odległość z plaży do naszego tymczasowego schronienia pokonałem w kilku susach. Otworzyłem drzwi balkonowe i natychmiast podszedłem do olbrzymiego małżeńskiego łoża, kładąc na nim najbardziej kruchą istotę na świecie. Przykryłem ją kołdrą i w tym momencie uważniej spojrzałem na jej twarz. Niedaleko jej podbródka, na obu policzkach pojawiły się sine ślady. Natychmiast ogarnęło mnie przerażenie. Chwilę później przyszło zdegustowanie. Skoro jednym dotknięciem w przypływie namiętności zrobiłem jej krzywdę, to wolałem nie myśleć, co mogłoby stać się później. Przysiadłem delikatnie na skraju łóżka i dotknąłem opuchniętych miejsc na jej twarzy. Gdy tylko poczuła mój dotyk na swojej skórze, otworzyła oczy. Zapomniałem, że moja temperatura ciała potrafi ocucić omdlałego człowieka. Przekląłem samego siebie w duchu. - Co się stało? – zapytała cicho. - Zemdlałaś – odpowiedziałem z uśmiechem, żeby dodać jej otuchy. – Jak wiemy, często ci się to zdarza. - Nieprawda! – krzyknęła z oburzeniem i poderwała się z miękkich poduszek. Szybko złapała kołdrę, żeby na powrót się nią okryć. – Tak było tylko na początku. Myślałam, że już przyzwyczaiłam się do twojej bliskości. - Za to ja nigdy nie przyzwyczaję się do twojej. Wiedziałem już, że teraz nie ma odwrotu i nigdy nie było szansy, aby się odwrócić. Odwrócić od niej. Złożyłem jej obietnicę i zamierzałem ją wypełnić, żeby ją uszczęśliwić. Przekonywałem samego siebie, że robię to tylko dla niej, przekonywałem siebie, że nie robię tego, aby uszczęśliwić siebie. Bella pachniała tak kusząco... Nawet wydawała się wyglądać inaczej niż zwykle. Była ideałem… Ideałem kobiecej urody, zapachu, przyciągania. Zawsze mnie przyciągała do siebie, chociaż mogłoby się wydawać, że jest odwrotnie. Nie, to Bella miała nade mną władzę, nie ja nad nią. I nigdy się tego nie wstydziłem. Teraz jednak to ja przejąłem inicjatywę. Bez większego zastanowienia odgarnąłem jej długie, brązowe włosy na nagie plecy i pocałowałem jej cienką skórę w okolicach szyi. Bella w tym samym momencie odrzuciła głowę do tyłu. Jej woń uderzyła mnie swoją intensywnością, ale nie dałem po sobie poznać, jak wielki ból sprawia mi nie zatopienie w jej szyi ostrych zębów. W końcu dotarłem do jej ust i po raz kolejny tego wieczora, zacząłem je całować. Bella westchnęła i oddała pocałunek z całą mocą, a za chwilę oderwała się ode mnie i zaczęła kłaść się na łóżko. Podążałem za nią, nie oddalając się nawet na kilka centymetrów od jej ust. Położyłem się obok niej i zwróciłem się twarzą do niej, nie pozwalając na przerwanie pocałunku. Jednym ruchem pozbyłem się z niej kołdry i przybliżyłem się na tyle, aby dokładnie czuć jej ciepło. Na chwilę oderwałem od niej usta, żeby się uspokoić i przyzwyczaić po raz kolejny do jej zapachu. Po chwili jednak mogłem znów rozkoszować się jej bliskością, dotykając ramienia jej lewej ręki, następnie żeber, aby na końcu skierować się do jej biodra. Tam się zatrzymałem i znów pocałowałem Bellę. Wiedziałem, że nie należy wystawiać ani cierpliwości Belli, ani mojej na zbyt ciężką próbę. Przytknąłem swoje czoło do jej posiniaczonego policzka i wyszeptałem ochryple: - Bello, proszę, nie bój się. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby cię nie skrzywdzić. Pamiętaj, że to tylko próba. Powiedz, jeśli coś będzie nie tak. Bella odjęła swoją twarz od mojej i spojrzała mi prosto w oczy. Jej brązowe tęczówki były teraz tak wyraźne, jak nigdy dotąd, lekko zaszklone, ale wyrażające taką pewność decyzji, którą podjęła, że w pewien sposób mnie to przestraszyło. Jak bardzo ufała mi ta dziewczyna… moja żona… żeby zupełnie nie zważać na to, kim naprawdę jestem? Żeby teraz kiwnąć zawzięcie głową i nie dopuszczać do siebie myśli o wycofaniu się? Wiedziałem już, że nie będzie to próba, że Bella nie przerwie moich działań. Mogłem więc pokładać nadzieję tylko w samym sobie. Zaczynałem już płytko oddychać, podobnie do Belli, którą dotykałem coraz śmielej, ale co jakiś czas przerywając na krótki moment, aby się uspokoić i po chwili kontynuować pieszczoty z większym zapamiętaniem niż uprzednio. Ostatni raz tej nocy odezwałem się do swojej ukochanej. - Proszę, nie bój się. Nie bój się mnie. Nie zdążyłem zobaczyć jej reakcji, ponieważ sekundę po ostatnim słowie delikatnie w nią wniknąłem. W tej pozycji nie mogłem sprawić jej wiele cierpienia, jednak i tak dobiegł mnie cichy jęk, a gdy spojrzałem na jej twarz, ujrzałem grymas bólu. Starała się jednak nie okazywać tego, zacisnęła szczękę, jakby nie chciała za wszelką cenę wydać z siebie żadnego odgłosu. Przybliżyłem swoją twarz do jej twarzy i scałowałem małe słone krople, które pociekły z jej zamkniętych oczu. Czekałem na to, aż powie mi, żebym przestał. Aż mnie odepchnie. Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Nagle dobiegła moich nozdrzy woń. Woń krwi. Bella krwawiła, a ja przeklinałem się w duchu, ubolewając nad własną słabością, chociaż brałem pod uwagę wcześniej taką możliwość. Nie mogłem jednak zapanować nad swoją reakcją. Złapałem Bellę mocno za ramię i rzuciłem ją na jej wątłe plecy, kładąc się na niej. Uścisk z ramienia przeniosłem na jej łokieć, a następnie nadgarstek. Nie chciałem jej wypuszczać, pragnąłem mieć ją jak najbliżej. I wtedy mój wzrok padł na jej szczupłą, bladą rękę, która już nie była blada. Była sina i pokrywały ją fioletowe plamy. Momentalnie wgryzłem się w poduszkę, która leżała obok głowy Belli. Zrobiłem to też po to, aby w końcu się opanować, ale głównie dlatego, że poczułem do siebie nienawiść. Byłem wściekły na siebie, ale nie mogłem przestać. Cały czas krzywdziłem Bellę, raniąc jej biodra i uda, a mimo to nie mogłem się powstrzymać. Nie przerwałbym tego nawet, gdyby teraz zaczęła mnie o to błagać. Moje ciało i mózg zdawały się pracować oddzielnie, a jedno zdawało się nienawidzić drugiego za brak współpracy. Zachowywałem trzeźwość umysłu tylko dzięki temu, że skupiałem swój wzrok na twarzy Belli. Starałem się w nią wpatrywać, jakby nic innego wokół mnie nie istniało. Musiałem przypominać sobie, że jest moją żoną, moją kochanką, a nie potencjalną ofiarą. Oba te uczucia przeplatały się nieznośnie, jedno zacierało drugie tak, że nie wiedziałem, które było prawdziwe, a które miałem po prostu stłumić. Bella wydawała się pochłonięta tym, co się z nią działo. Cały czas miała zamknięte oczy i co jakiś czas cicho pojękiwała, zapewne z bólu, który jej zadawałem. W końcu poczułem dziwny impuls w dole kręgosłupa i brzucha. Jedyną moją myślą było to, że wreszcie będę mógł przestać, nie będę zadawał Belli bólu, skończę ten akt cierpienia. Chwilę później rozlała się we mnie fala przyjemności, którą starałem się zahamować, nie chciałem tego doznawać, kiedy Bella nie czuła się tak samo jak ja. Jakby na dopełnienie mojej goryczy, moja ręką powędrowała do jej talii i zamknęła ją w żelaznym uścisku. Znów wgryzłem się w najbliżej leżącą poduszkę, dając upust swoim emocjom i zapobiegając kolejnym gwałtownym reakcjom. Ku mojemu zdziwieniu, Bella w tym samym momencie krzyknęła, ale jej twarz wcale nie była wykrzywiona bólem. Niewiele myśląc, stłumiłem ten głośny jęk swoimi ustami. Piękny krzyk łabędzia zatonął w moich ustach. Otaczała nas sterta białych piór.




                                                                                                           źródło jest tutaj

Zaćmienie rozdział 6 ( Szwajcaria ) perspektywa Edwarda.

   Zadzwonił telefon .Wyciągnąłem go w błyskawicznym tempie i spojrzałem na wyświetlacz.
- Alice , co jest ?
- No bo ty nie uwierzysz … no bo ona , a ja się nie .. – denerwowała się, było to wyraźnie słychać w jej głosie i im bardziej jej słowotok się nasilał tym bardziej byłem rozgoryczony.
- Pojechała tam ? – spytałem ze smutkiem w głosie.
- Tak – odpowiedziała mi z rezygnacją. - Edward , przepraszam. Próbowałam ją zatrzymać ale nim ją dogoniłam przekroczyła granice- tłumaczyła się .
- W porządku , próbowałaś – rozłączyłem się po czym powiadomiłem braci o moim powrocie i zacząłem biec w kierunku swojego domu.

***

Kiedy znalazłem się już przy rzece , która oddzielała podwórko budynku od lasu zwolniłem nieco tak aby  moja rodzina mnie nie usłyszała nawet z wyostrzonym słuchem , który posiadają od kiedy stali się wampirami. Jednym ruchem otworzyłem drzwi garażu i zmaterializowałem się przy moim volvo.
   Zaparkowałem blisko szosy za dużymi choinkami, które idealnie otulały mój samochód  swoim cieniem.  Wsłuchiwałem się uważnie w dźwięki dochodzące z drogi szukając tego najgłośniejszego i najmocniej charczącego co nie wychodziło mi najlepiej, ponieważ w mojej głowie toczyła się właśnie  bitwa. Nienawiść do tego kundla właśnie przegrywała z troską o moją miłość nie-życia. Byłem już u granic wytrzymałości. Chciałem tam pójść , przekroczyć granice i sprawdzić czy jest bezpieczna. Czy ten pies niechcący tracąc kontrole nie zrobił jej krzywdy , czy ona sama nie uderzyła się przewróciła czy co tam jeszcze może sobie zrobić. Moja delikatna i krucha Bella – pomyślałem.
   Nagle usłyszałem długo wyczekiwany dźwięk pomarańczowej furgonetki. Troska zeszła na drugi plan. Tematem tabu były teraz jeszcze większe rozgoryczenie, zazdrość i  złość , a może raczej wściekłość. Tak byłem wściekły jak ona mogła tak postąpić?! Czy ona na śmierć zapomniała kim jest ten kundel ?! On był wilkołakiem ! Każda chwila spędzona z nim mogła skończyć się tragicznie.
   Zacisnąłem ręce na kierownicy i docisnąłem pedał gazu. Wjechałem na szosę zaraz po tym kiedy Bella minęła moją kryjówkę. Jechałem tuż za nią wpatrując się w jej  boczne lusterko. Nie ukrywałem tego że wyprowadziła mnie z równowagi. Nagle  zerknęła w lusterko i aż podskoczyła jak mnie zauważyła. Wpatrywałem się w nią wzrokiem , który mógłby topić lud.  Próbowałem przybrać twarz pokerzysty kiedy zobaczyłem , że panikuje i skręca do domu Weberów. Nie chciałem wybuchnąć gniewem czy chociaż na nią krzyczeć więc ruszyłem w kierunku swojego domu. Chciałem dać sobie trochę czasu żeby się uspokoić i kiedy dojdzie do konfrontacji nie podnieść na nią głosu.
   Nie chciałem z nikim rozmawiać więc zostawiłem samochód na podjeździe i pobiegłem do  domu Belli . Wszedłem przez okno jak to miałem w zwyczaju , ale tym razem nie zasiadłem na bujanym krześle w rogu lecz stanąłem w cieniu przy oknie jak i naprzeciwko drzwi. Bella właśnie wjeżdżała powoli swoją starą furgonetką na podwórko. Wziąłem głęboki wdech a potem wydech , powietrze zaświszczało wewnątrz mnie dając mi do zrozumienia , że  nie potrzebuje tlenu żeby nie-żyć. Minęła dłuższa chwila aż usłyszałem głos mojej ukochanej.
 - Idę do siebie! – krzyknęła  do swojego ojca , pewnie jej odpowiedział, ale mnie to już nie szczególnie obchodziło. W tej chwili liczyła się tylko samokontrola.
   Bella weszła do pokoju starannie zamykając za sobą drzwi po czym odwróciła się przodem do mnie. Ciężko było się kontrolować kiedy tak się przede mną kuliła. Chciałem do niej podejść , wziąć ją w ramiona i zapomnieć o całej sprawie. Niestety nie mogłem tego zrobić , musiałem dać jej do zrozumienia , że jestem wściekły i , że nie pozwolę na żadne jej wyjazdy do La Push .  Wpatrywałem się w nią z twarzą pokerzysty, byłem bardzo skupiony. Bałem się, że zaraz wybuchnę i zacznę na nią wrzeszczeć.
- Cześć – powiedziała nieśmiało. Tylko tyle ! No dalej co masz na swoje usprawiedliwienie? -  pomyślałem z sarkazmem. Czekałem.
- Jak widać, jeszcze żyję – po tych słowach troska weszła na pierwszy plan  nie zgładzając jednak pozostałych uczuć , które mną targały, teraz już trochę mniej gdy wspomniała o swoim życiu ale nadal.
-Nic mi nie jest – dodała rozkładając ręce. Samokontrola powoli znikała tak bardzo pragnąłem ją teraz przytulić. Zamknąłem oczy  przykładając sobie dłoń do czoła , próbowałem się opanować. Nie mogłem na nią krzyczeć , nie chciałem. W końcu udało mi się wydobyć trochę spokoju z wnętrza siebie ale nie było mnie stać na nic więcej prócz szeptu.
- Bello  nie masz pojęcia, co dziś przeżywałem. Mało brakowało, a w poszukiwaniu ciebie przekroczyłbym granicę i złamał postanowienia paktu. Czy wiesz, czym mogło się to skończyć?
- Och – powiedziała. Otworzyłem oczy , chciałem zobaczyć jaki ma wyraz twarzy. Była jakby podenerwowana.- Zwariowałeś?! – krzyknęła do mnie zaraz się opanowując ze względu na Charliego , który był na dole.- Nie wolno ci tam jeździć, i basta. Dla nich dobry będzie każdy pretekst. Każdy z nich rwie się do bitki.- Wiedziała o tym ale i tak tam pojechała!- krzyczałem w myślach.
- Może nie tylko członkowie sfory rwą się do bitki?- odpowiedziałem, ten kundel  był młodym wilkołakiem mógł ją skrzywdzić. Nienawidziłem go z całego mego nie bijącego serca.
- Nie zaczynaj . Sami ustanowiliście to prawo, to go teraz przestrzegajcie.
- Gdyby ci zrobił krzywdę...
-  Dosyć tego! – przerwała mi - Nie masz się o co martwić. Jacob nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem.- dodała. Tak nie jest dla niej   ,, żadnym zagrożeniem ‘’ kiedy ja jestem przy niej.
- Bello... – wywróciłem oczami - Sama dobrze wiesz, że nie należysz do osób, które są w stanie ocenić, co jest dla nich bezpieczne, a co nie.
- Jeśli coś wiem na pewno to, że nie muszę się obawiać ataku ze strony Jake'a. I ty też nie musisz. – zazgrzytałem zębami, na wypowiedziane z ust mojej ukochanej  streszczenie imienia mojego odwiecznego wroga.
   Nadal stałem nieruchomo pod ścianą , a w mojej głowie znów  toczyła się bitwa pomiędzy zazdrością, troską i złością. Nagle Bella wziąwszy głęboki wdech przeszła pokój i oplotła mnie rękoma. Była taka ciepła, taka ludzka. Nadal się nie ruszałem kiedy powiedziała :
- Przepraszam, że musiałeś się przeze mnie tak denerwować –  Westchnąłem, nagle bitwa w mojej głowie się skończyła była już tylko troska. Objąłem ją w talii.
- Nazywanie mojego stanu zdenerwowaniem byłoby niedomówieniem – mruknąłem - Mam za sobą bardzo długi dzień...
- Myślałam, że się o niczym nie dowiesz – w końcu się usprawiedliwiała. - Miałeś wrócić z polowania dopiero jutro.- Podniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Wróciłem, gdy tylko Alice przestała cię widzieć - wyjaśniłem.
- Nie powinieneś tego robić. Teraz znowu będziesz musiał wyjechać.
- Mogę trochę odczekać.- odpowiedziałem, nie chciałem jej opuszczać ani na sekundę. Z resztą i tak musiałem teraz przy niej być , muszę wybić jej z głowy wyjazdy do La Push.
Poza tym  każda sekunda, minuta czy godzina bez niej była sekundą, minutą czy godziną bólu. Potrzebowałem jej tak jak ona mnie , przynajmniej miałem taką nadzieje , ze mnie potrzebuje.
-  To idiotyczne. To znaczy, wiem, że Alice nie potrafiła mnie ujrzeć z Jacobem, ale powinniście się domyślić, że...
-  Ale się nie domyśliliśmy — przerwałem jej. — I nie spodziewaj się, że będę zezwalał...
- A właśnie, że będę się spodziewać. - Teraz to ona weszła mi w słowo. - Właśnie tego się po tobie spodziewam.
- To już się nie powtórzy.
- Zgadza się. Bo następnym razem zareagujesz normalniej.
- Bo nie będzie żadnego następnego razu.
- Ty możesz sobie wyjeżdżać, chociaż jest mi wtedy smutno.
- To nie to samo. Ja nie ryzykuję w górach życiem.
- A ja nie ryzykuję życiem w La Push.
- Wilkołaki to groźne potwory.
- Nieprawda.
- To nie podlega dyskusji, Bello.
- Raczej to, że nie są groźne, nie podlega dyskusji. Zacisnąłem dłonie w pięści. Jak ona może wygadywać takie bzdury! – pomyślałem
- Czy aby na pewno chodzi ci tylko o moje bezpieczeństwo? – zapytała , a ja poczułem się jak bym wnętrzu mnie żarzyło  się palenisko.
- Do czego zmierzasz? – zapytałem , chociaż i tak wiedziałem co ma namyśli. Tak miała rację byłem zazdrosny. Więź , która zrodziła się pomiędzy moją ukochaną a odwiecznym wrogiem była dla mnie zagrożeniem, przynajmniej tak myślałem. Gdyby wybrała jego nie podważyłbym jej decyzji ale gdyby podczas ich związku on jej coś zrobił … ZABIŁBYM DRANIA !
-  Nie jesteś czasem...  Jesteś zbyt mądrym facetem, żeby być o mnie zazdrosnym, prawda?- uniosłem jedną brew.
- Jesteś tego pewna?
- Nie żartuj, proszę.
- Nic prostszego. W twoim stwierdzeniu nie ma nic zabawnego.- Zmarszczyłem czoło, wątpiła ? Przecież byłem jak wszyscy inni faceci, no nie licząc cech które zostały wzmocnione po przemianie.
- A może... a może tu chodzi o coś jeszcze? Może to tak bzdurna waśń z cyklu „wampiry i wilkołaki to odwieczni wrogowie, koniec, kropka"? Testosteron was nakręca i tyle. – Popatrzyłem na nią gniewnym spojrzeniem.
- Tu chodzi wyłącznie o twoje dobro. O twoje bezpieczeństwo.- odpowiedziałem, patrząc jej prosto w oczy.
- Okej, niech ci będzie - poddała się - ale chcę, żebyś wiedział jedno: nigdy, przenigdy nie uznam Jacoba za swojego wroga. Ja w tym konflikcie nie będę brać udziału. Jestem państwem neutralnym. Jestem Szwajcarią. Wasze pakty, wasze spory mnie nie dotyczą, zrozumiano? Jacob jest dla mnie członkiem rodziny, a ty... ty jesteś miłością mojego życia, i to życia, które zamierzam przedłużyć w nieskończoność. Nie obchodzi mnie, kto z moich najbliższych jest wampirem, a kto wilkołakiem. Jeśli o mnie chodzi, Angela może okazać się czarownicą. –Przypatrywałem jej się w milczeniu, ściągając brwi. Poczułem, ze żar przemienia się w płomień. Nie płomień zazdrości lecz miłości, powiedziała, że jestem miłością jej życia . Wiedziałem to, ale za każdym razem gdy te słowa  wypowiadane były z jej ust miałem dokładnie takie odczucie.  - Jestem Szwajcarią — Prychnąłem a potem westchnąłem.
- Bello... - zacząłem ale nagle poczułem jej zapach , a właściwie nie jej ale tego psa! Zmarszczyłem z obrzydzeniem nos.
- Co znowu? - spytała.
-  Nie miej mi tego za złe, ale cuchniesz jak mokry pies. -Uśmiechnąłem się łobuzersko. Nasza kłótnia dobiegła końca .





                              by   Wasza kochana